wtorek, 24 grudnia 2013

Święta !

Kochane Princesski !

Życzymy Wam najwspanialszych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych z rodziną w ciepłej i radosnej atmosferze . Żeby wszystkie wymarzone prezenty znalazły się pod choinką , żeby jedzenie poszło gdzie trzeba , żeby Sylwester był zakręcony i zwariowany a Nowy Rok 2014 pełen samych dobrych chwil
Wstawiam Wam tu moją cudną fotę z Kluską :* <----- M.

Zdjęcie: Także ten ten tego ... co by tu dużo mówić - wspaniałych, rodzinnych i ciepłych świąt,żeby pid choinką znalazło się to co ma być znalezione, żeby jedzenie szło gdzie trzeba lub nie szło nigdzie, żeby każdy się wyspał i zdążył zapomnieć o szkole, żeby Sylwester był taki jaki ma być no i w sumie to chyba wszystko co z Kluską mamy do powiedzenia na ten temat. :D

Odpocznijcie Princesski i dzięki za to że jesteście ! 

Autorki :D

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział V

No nie !  To chyba są jakieś żarty. Takie rzeczy chyba można zgłaszać na policję. Ktoś sobie ze mnie perfidnie zakpił. Dobra. Nie ważne. Pomyślę o tym kiedy indziej. Właśnie koło mnie pojawił się Michał.
-Co tam masz ?
-A nic. Jakieś rachunki - wsadziłam kopertę do plecaka. - Idziemy ?
-Idziemy.
Zarzuciłam plecak na plecy i wskoczyłam na brata. Niósł mnie aż do domu Marceli. "Zsiadłam" z brata i podeszłam do drzwi. Zapukałam w nie delikatnie po chwili pojawiła się w nich uśmiechnięta blondynka o niebieskich oczach mama Marceli, Maja.
-Cześć ciociu - przywitałam się z nią.
-No hej. Marcelcia ma problem co do wyboru szpilek. Widzę, że ty takich kłopotów nie masz - spojrzała na moje nogi.
-No nie - uśmiechnęłam się.
Maja jest mamą Marceli. Kiedyś jakaś dziewczyna w klasie spytała się czy ja i Marcelina jesteśmy siostrami a Maja moją mamą. Jestem do nich podobna ale bez przesady. Maja jest dla mnie jak matka, a Marc jest jak siostra. Obie są nieprzyzwoicie do siebie podobne.
-Już idę - usłyszałam głos przyjaciółki z głębi domu,
Chwilę potem dreptała w naszą stronę, w przynajmniej w 15 cm szpilkach, z grymasem na twarzy.
-Może zmień buty - zaśmiał się Misiek.
-Nie. Nie po to przez ostatni tydzień je rozchodziłam żeby teraz je zmienić - warknęła. - Och, przepraszam. Po prostu nogi mnie tak bolą, że nie wytrzymam.
-Ja mam buty na zmianę. Koturny mam w plecaku a przed wejściem do szkoły je założę - odparłam.
-Cholercia. Czego ja na to nie wpadłam ? - zdjęła buty i wsadziła je do torby leżącej na półce.
Założyła czarne trampki, które dostała ode mnie i oznajmiła gotowość do wyjścia. Pożegnaliśmy się z ciocią i ruszyliśmy w stronę szkoły. Patryk czekał pod wejściem. Marcela podbiegła do niego i przywitała się namiętnym pocałunkiem. Razem z Michałem bąknęliśmy pod nosem coś w stylu "Bhle", "Co za ohyda" i zaczęliśmy się śmiać. Zmieniłam buty na koturny i od razu tego pożałowałam. Mało co się nie wywaliłam. Nie byłam dobra w chodzeniu w butach wyższych niż trampki. We czworo, zwarci i gotowi weszliśmy do szkoły. Ruszyliśmy do sali gimnastycznej. Było tam przedstawienie. Niestety w tym roku nie brałam w nim udziału, mimo, że jestem w kole teatralnym, ze względu na wakacje. Spędziliśmy je prawie w całej Polsce. Później skierowaliśmy się na drugie piętro gdzie mieściła się sala od historii nr 23. I tam właśnie była nasza klasa. Nie powiem, trochę stęskniłam się za moimi wariatami ale odczuwałam strach. Weszliśmy do pomieszczenia i zajęliśmy dwie ostatnie ławki. Siedziałam z Michałem.
-Witam was po wakacjach - przywitała się nasza wychowawczyni.
Była to wysoka brunetka o ciemnych oczach i delikatnie ciemnej karnacji. Pani Malinowska miała raptem może ze 38 lat (mniej więcej w wieku taty) ale na taką nie wyglądała.
-Dzień dobry - wykrzyknęliśmy wszyscy chórem.
Nauczycielka podała nam plan lekcji, dni wolne i inne ważne sprawy. Zamieniła z nami kilka zdań i się z nami pożegnała.
-Wiktoria - zawołała mnie.
-Tak proszę pani ? - podeszłam do niej i posłałam uśmiech przeznaczony tylko dla niej, mojej ulubionej nauczycielki.
-Mam nadzieję, że w tym roku będziesz pracować równie dobrze co w zeszłym ?
-Oczywiście.
-A pomogłabyś Marcelinie z palstyką ?
-Oj, i tu może być problem. Ja sama mam z nią kłopoty. Ale Michał może spróbować. Wie pani jak on ślicznie rysuje ?
-Och, to świetnie. Michał ! - krzyknęła a chłopak staną koło mnie. - Pomożesz Marcelinie w plastyce ?
-Oczywiście.
-To dobrze. W zeszłym roku miała dwóję. No dobrze. Do zobaczenia jutro. Bo akurat mamy lekcje wychowawczą.
Pożegnaliśmy się z nauczycielką i wyszliśmy ze szkoły. Udaliśmy się do centrum handlowego, które znajdowało się nieopodal. Wpadliśmy do naszej ulubionej knajpki i zamówiliśmy nasze koktajle. Ja slasha jagodowego, Michał milkshake'a czekoladowego, Marcela truskawkową herbatę a Patryk Coca-colę. Siedzieliśmy tak jakiś czas. W pewnym momencie zaczęło nam odbijać. Mówiliśmy do zupełnie obcych ludzi "Dzień Dobry" a Michał witał się po niemiecku. Na co my z Marcelą odpowiadałyśmy "Bonjour". Koło 14 wróciliśmy do domów. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg Marcin wypadł jak burza i poleciał do kumpli, bo mieli reperować jakiś nowy motocykl. Mateusz bawił się w dużym pokoju z Hortensją. Poszłam do swojego pokoju i przebrałam w wygodne dresy. Zmyłam makijaż i spakowałam się do szkoły.  Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Wyciągnęłam z plecaka list. Przeczytał go jeszcze raz kilka razy i podjęłam trudną decyzję. Wstałam i niepewnym krokiem ruszyłam w stronę pokoju Michała. Delikatnie zapukałam  i czekałam na odpowiedź.
-Właź - krzyknął.
Nacisnęłam na klamkę i wkroczyłam do pomieszczenia.
-Coś się stało ? - zaniepokoił się Misiek.
Odłożył laptopa i podszedł do mnie.
-Nic. Znaczy jest coś ale ...
-No wyduś to wreszcie z siebie - zachęcił mnie uśmiechem.
-Dziś rano dostałam to - wyciągnęłam kopertę w jego kierunku.
Wziął ode mnie kartki i szybko przeczytał treść.
-Ale o co w tym chodzi ?
-No właśnie ja też nie wiem.
Usłyszałam zgrzyt zamka. Oboje z bratem spojrzeliśmy w stronę schodów. Ruszyliśmy w tamtą stronę. Zeszliśmy na parter a w drzwiach zobaczyliśmy Marcina.
-Wytłumaczysz nam to ? Bo ja na pewno nic nie wiem - Michał podszedł do starszego brata i przycisną mu list do klatki piersiowej. Marcin obejrzał zwitek papierków i w zdenerwowaniu przeczesał palcami włosy.
-A więc ? - warknął Michał.
-No już - westchnął najstarszy i siadł na kanapie. - Jak dobrze wiecie Wiki jest adoptowana. Nie od razu dali nam papiery o tobie i tego kto jest twoimi biologicznymi rodzicami. I właśnie to jest powód - machną kartkami. - Naprawdę nazywasz się Wiktoria Berenika Amelia Consalida i pochodzisz z rodu Hochbergów. Obiecywali nam, że kiedyś zostaniesz zaproszona do zamku gdzie wraz z dwiema starszymi siostrami będziesz ubiegać się o prawo do tronu.
-Co ?!
No dobra to już musi być żart. A może jednak nie ?
______________
Eloszka <3 Jak tam grudzień ? I piątek 13-tego ? U mnie w miarę. Nabrałam jakiejś odwagi. Nie pytajcie ;D Jak wam się podoba rozdział ? Proszę o wyrażanie każdej opinii. Z góry dzięki.
Chociaż nienawidzę, gdy ktoś tak do mnie mówi :
Wikusia ;*

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział IV

,,Nie ma takiego miejsca na ziemi, w którym człowiek mógłby uciec od świata."
Mikołaj Gogol  
Moja długa peleryna znowu zahaczyła o drzwi. Było jeszcze ciemno a zamek pogrążony był we śnie. Mimo to przemykałam bezszelestnie tajnymi przejściami. Poprawiłam torbę na ramieniu.Schodząc spiralnymi schodami ukrytymi za jednym z regałów na książki zaplotłam włosy w warkocz.Wkroczyłam do kuchni, która na szczęście była pusta.Weszłam do spiżarni i zaczęłam zgarniać jedzenie do torby.Wzięłam tylko to co najpotrzebniejsze, czyli to czego nie upoluję lub nie zbiorę w lesie.Złapałam jeszcze bułkę z serem w zęby i wymknęłam się z zamku najkrótszą drogą - szybem kuchennym.
Gdy stanęłam w drzwiach, zimne listopadowe powietrze owiało mi twarz, nieprzyjemnie szczypiąc w nos.Ignorując zimno,przerzuciłam łuk i kołczan przez drugie ramię. Wyjęłam z kieszeni telefon,włączyłam muzykę i włożyłam słuchawki do uszu.W rytm Fuck U- Archive  poszłam do Stada. Zawsze denerwowała mnie odległość dzieląca mnie od koni i od dłuższego czasu planowałam przenieść się do małej posiadłości w przy stajniach. Ale dziś cieszył mnie ten spacer. Z przyjemnością patrzyłam na gęstą mgłę, która spowiła pastwiska.W stajni najpierw przeszłam przez siodlarnie, wzięłam dwie ciepłe derki, wygodne siodło z dodatkowymi sakwami po bokach. Spokojnie szłam pośród końskich łbów. Zatrzymałam się dopiero przy ostatnim boksie w stajni dla ogierów.
- Witaj Kruszynko - pogłaskałam wielki czarny łeb, który się nachylił i zaczął mnie wąchać.
Otworzyłam boks na oścież i zaczęłam czyścić ogromne zwierzę, które stało posłusznie. Po około trzech piosenkach czarna jak noc sierść Blackburn'a lśniła swoim bladoszarym blaskiem. Osiodłałam ogiera i upakowałam wszystkie rzeczy w sakwach. Właśnie mocowałam kołczan gdy za plecami usłyszałam:
- Wybierasz się gdzieś siostro?
- Tak, Is - powiedziałam nie odwracając się do swojej bliźniaczki.Podciągnęłam popręg. - Wiesz że nie mogę tu zostać, nie teraz.
- Myślisz, że mi się ta cała sytuacja podoba ?
- Na pewno bardziej niż mi .
- Przestań ! - krzyknęła.Nigdy tego nie robiła. Odwróciłam się. Stała przede mną w białej koszuli nocnej i szlafroku. Jej ciemne włosy spływały po ramionach. Oczy miała mokre od łez.
- Co mam przestać ? Nie zamierzam tu czekać aż ten bękart się tu pojawi. Aż wyprawią bal na jej cześć. Aż wszczepi się w naszą rodzinę jak rak, który wyniszczył naszą matkę.
- Nie mów tak..
- Ale ja mówię prawdę ! Nie rozumiesz? Jak tylko ta cała Wiktoria się tu pojawi to nic nie będzie takie samo. Ona tu nie pasuje.
-  Wiesz, że nie o to mi chodzi. Nie możesz tak znikać w lesie, uciekać przed czymś. Musisz się z tym zmierzyć, a my ci w tym pomożemy. To dla nas tak samo trudne.
- Tylko, że ja nie mam zamiaru się z tym zmierzać. Nie chcę- odwróciłam się i zaczęłam mocować łuk do siodła.
- Tak jak z twoim małżeństwem ? - zapytała i dobrze wiedziała, że trafiła w mój najsłabszy punkt.- Ile ci czasu zostało do twoich szesnastych urodzin ?
Skamieniałam. Poczułam jak moje serce zaczęło się szamotać jak ptak uwięziony w klatce. Zrobiło mi się duszno. Małżeństwo- jak ona mogła to teraz wywlec.
- Nie uciekniesz przed tym, nie ważne jak daleko pogalopujesz, na jak długo znikniesz w puszczy.
-Wiem - powiedziałam drżącym głosem. Odwróciłam się i popędziłam w ramiona siostry. Pociągnęłam nosem.- Obiecaj mi coś -zażądałam- Nikomu nie powiesz, gdzie jestem, a przede wszystkim ojcu. Przysięgnij, przysięgnij na honor Issabelli Hochberg.
- Przysięgam - uścisnęła moje wyciągnięte ramię w znaku pieczęci.
Wskoczyłam na Blackburn'a.Ogier od razu zarżał i zaczął grzebać w miejscu.
- Wiesz co robisz ? -zapytała Is trzymając konia za uzdę.
- Śmiesz wątpić ? - odpowiedziałam ironicznie z wyzywającym uśmieszkiem na twarzy.
- Nigdy - zrewanżowała mi się tym samym.
- Pozdrów Julię i tą nową - powiedziałam i dołożyłam łydki. Zwierzę popędziło pełnym galopem przez stajnie. Siostra coś krzyczała, ale nie słyszałam nic przez tętent kopyt na brukowanej posadzce. Gdy opuściliśmy Stado ponagliłam konia do jeszcze szybszego pędu.
Chełpliwie wciągałam do płuc zimne powietrze i zapach otaczającej mnie zieleni.Byłam w domu. Zwolniłam bo dojechaliśmy do strumienia. Pozwoliłam koniowi zaspokoić pragnienie a sama stanęłam w siodle i sięgnęłam po owoce do rosnącej nade mną dzikiej jabłoni. Tylko tej jabłka był tak kwaśne i twarde. Gryząc jedno schowałam tuzin do tobołka na żywność.
Postanowiłam przez około godziny iść strumieniem w celu zmylenia ewentualnej pogoni. Ryzyko było bardzo małe. Wszyscy dobrze wiedzieli,że nic mi nie będzie.Bardziej bałam się, że któraś z sióstr będzie mnie próbowała znaleźć i sama wpadnie w kłopoty.
Był wczesny jesienny poranek. Listopadowy las dopiero budził się do życia. Szum strumienia dopełniał wiatr tarmoszący pozbawione liści drzewa. Wszystkie odlatujące ptaki już zniknęły i żadne ćwierkanie nie zakłócało spokoju przygotowującej się do zimy puszczy.
Wyszliśmy ze strumienia i ponownie popędziłam konia pełnym cwałem. Tą ścieżkę znałam tylko ja i ojciec, ale wątpię by on pamiętał dokąd prowadzi. Z końskich nozdrzy wydobywały się strumienie pary tak dobrze widoczne na zimnym, czystym powietrzu. Zwolniłam do galopu by pokonać szeroki i płytki bród strumienia, który kilka kilometrów dalej łączy się z innymi w rwącą i bystrą rzekę. Mimo moich usilnych starań i tak zostałam ochlapana lodowatą wodą i miałam wrażenie, że Blackburn specjalnie ochoczo przebierał kopytami w najgłębszym miejscu strumienia. Nie wiem czy taki miał być efekt ale na mojej lekko czerwonej od zimna twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Dobrze się spisałeś - powiedziałam głaszcząc go po szyi i oddając mu długie wodze. Ogier od razu opuścił niżej łeb i zaczął parskać. - To już niedaleko. Tam to dopiero najesz się jabłek.
I nie myliłam się. Naszym oczom ukazała się stara jabłoń i mała chatka.
Może i kiedyś ktoś ty mieszkał,ale gdy z ojcem byliśmy tu pierwszy raz o mało co nie zawalił się na mnie dach. Po kilku miesiącach wspólnej pracy w sekrecie przed wszystkimi przebudowaliśmy chatę. Mieliśmy pokazać to miejsce mamie i siostrom, ale nie zdążyliśmy bo królowa zachorowała i ani w czasie leczenia ani po jej śmierci nikt nie sposobił się by wspomnieć o tym miejscu.
Zeskoczyłam z konia, ściągnęłam mu siodło z sakwami i ogłowie. Zwierzę otrzepało się, parsknęło i pokłusowało w stronę jabłoni gdzie pozostały ostanie już w tym roku jabłka. Weszłam do środka. Powiesiłam siodło na drewnianym płotku odgradzającym małą zagrodę dla konia od reszty. Rozpaliłam ogień w kominku i przez chwilę rozgrzewałam przemarznięte dłonie. Rozejrzałam się po izdebce. Nic się nie zmieniło.
Te same sosnowe meble, ten sam zapach siana i żywicy. Szybko rozpakowałam to co ze sobą przywiozłam i nastawiłam wodę na herbatę. Wzięłam łuk,kołczan, wyszłam na dwór i poszłam nazbierać coś na śniadanie. Po około kwadransie wróciłam bardzo usatysfakcjonowana niosąc pełną kieszeń świerkowych igieł, słoik grzybów, woreczek żołędzi, kilka korzonków i ziół. Dodatkowo zastawiłam sidła, więc liczyłam na obfity obiad. Rośliny obmyłam w strumieniu i zastawiłam od razu pułapkę na ryby. Napełniłam bukłak na wodę i wróciłam do chatki. Wrzuciłam igły do wrzątku a sama zajęłam się obieraniem grzybów na sos. Włączyłam radio które kiedyś zostawił ojciec. Gdy sos się już gotował, przyprawiłam tym co przywiozłam ze sobą. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła jedenasta. Z beczki w kącie pokoju wzięłam dwie miarki owsa. Otworzyłam drzwi do zagrody i wsypałam owies do żłobu. Po chwili rozległ się stukot kopyt i wnętrze wypełniły odgłosy pochłanianego przez konia ziarna. Siadłam na kostce słomy popijając herbatę z igieł. Sącząc napój przyglądałam się zdjęciom na półce wiszącej nad kominkiem.
Kiedy tylko uznaliśmy z tatą, że będzie to nasze miejsce, przywieźliśmy fotografię całej rodziny. Każdy tu był. Is na pierwszej lekcji tańca. Julia z tacą babeczek. Ja na moim ukochanym kucyku - Bryce. Tata z jakąś książką. Is plecie mi warkocz. Mama plecie mi warkocz. Tata wiruję z mamą w sali balowej. Zatrzymałam się. Jednego zdjęcia nie znałam. Nie ja je przywiozłam, a to ja wybierałam wszystkie.
Wstałam i zdjęłam je z półki. Było oprawione w metalową ramkę. Pod szklaną szybką uśmiechała się do mnie około pięcioletnia dziewczynka. Jej złote włosy lśniły w słońcu. W ramionach ściskała jakiegoś łaciatego kundelka. Nie miałam pojęcia kim była istotka ani skąd się tu znalazło to zdjęcie. Wyjęłam je z ramki. Tak jak myślałam odpowiedź znalazłam z tyłu fotografii.
,,21 sierpnia 2004r.
Amelio !
Przepraszam, że piszę dopiero teraz. Nie miałem ostatnio głowy do tego by odpisać na twój ostatni list. Właśnie wróciliśmy ze wsi. Dzieciaki wyszalały się za wszystkie czasy. Tak jak prosiłaś przesyłam zdjęcie. Jak sama widzisz, wyrosła na cudną dziewczynkę .Za kilka lat moje chłopaki będą musieli odpędzać od niej adoratorów. Pierwszy raz wsiadła na konia i ogromnie się jej to spodobało. Nie może się doczekać by pójść do szkoły. Jest zdrowa i silna- nie raz spuściła braciom łomot. Jest oczkiem w ich głowie. Troszczą się o nią jak tylko mogą, choć to bardziej ona zaczyna im matkować. Przedwczoraj jak podkradła deskorolkę Marcina, potknęła się jak przed nim uciekała i wybiła sobie kolejnego mleczaka. Była taka dumna i chodziła po całej wsi chwaląc się dziurą po zębie. I jak tu jej nie kochać?
Nadal uważam, że powinnaś jej powiedzieć o swoim istnieniu i o jej pochodzeniu.
Pozdrawiam
Andrzej''
Serce biło mi jak oszalałe. W mojej dłoni widniała jeszcze jedna kartka, więc szybko zaczęłam ją czytać, szukając wyjaśnienia. Moje rozszalałe serce stanęło. Wpatrywałam się w zgrabne pismo mamy.
,,Matyldo,
Jeżeli to czytasz,znaczy, że mnie już nie ma. Chcę żebyś wiedziała, że nie ważne gdzie teraz jestem - nadal kocham cię i twoje siostry. Nigdy nie przestanę. Jesteście najlepszym co zrobiłam w życiu. Ale nie o tym muszę ci powiedzieć.
Córciu, zrobiłam coś strasznego. Nigdy ci o tym nie mówiłam, ale masz jeszcze jedną siostrę ,która nie jest córką twojego ojca. Urodziła się w 22 grudnia tego samego roku co wy czyli dziesięć miesięcy po tobie i Is. Ma na imię Wiktoria. Nie wie,że jest naszą rodziną .Została oddana do domu dziecka i mieszka teraz w rodzinie, która ją adoptowała. Utrzymywałam stały kontakt z jej przybranym ojcem, ale nigdy z nią nie rozmawiałam. Przez te wszystkie lata dbałam by miała dobrze. Ma zwykłe życie ze zwykłą rodziną.
Nie wiedziałam jak rozwiązać tą sprawę, więc zapisałam w testamencie, że moją ostatnią wolą jest to by Wiktoria poznała swoją prawdziwą rodzinę. By miała wybór. Żeby mogła zamieszkać na zamku jeśli będzie chciała.
Dlaczego ten list jest do ciebie? Bo jesteś najsilniejsza. Chcę żebyś zrozumiała, albo chociaż spróbowała. To nie jest tak, że ja nie kocham już taty. Kocham go tak samo jak dawniej. Ja nie chciałam, urodzić tego dziecka, zajść w kolejną ciąże. To był wypadek. Mam nadzieję,że kiedyś uda ci się mi wybaczyć.
Proszę Cię tylko, żebyś dopełniła mojej ostatniej woli.
Kocham Cię i ..."
Tu list się kończy. Dalej są już tylko małe plamki, jak się domyśliłam po łzach. Po chwili pojawiły się nowe, a za nimi kolejne krople. Usiłowałam się opanować ale nie mogłam. Po chwili cała już się trzęsłam. Wybiegłam przed domek. Zaczęłam krzyczeć, wołać mamę. Opadłam na zimną i mokrą trawę kuląc się w rozpaczy. Tak strasznie za nią tęskniłam. Bardziej niż nienawidziłam tej Wiktorii.Kiedy koński pysk zaczął wąchać moją mokrą od łez twarz, byłam już pewna tego co będzie dalej. Spełnię ostatnią wolę mojej mamy.
~*~
Trochę to trwało,ale mimo opóźnienia dodaję kolejny rozdział ode mnie.Liczę,że przypadnie Wam do gustu.A przede wszystkim CZEKAMY NA OPINIE ! :)
Do kolejnego skorbnieńcia !
M.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Hejeczka !

W związku z tym,że niedługo dobijemy do 1000 wyświetleń a nowy rozdział jest już prawie gotowy, jutro powinien pojawić się na blogu w godzinach 17-20.Na zachętę dodaję zdjęcie mojego obecnego kabanoska,z której to jestem meeega dumna bo dziś przestała kuleć. Do następnego skrobnięcia.
Pozdrówki od Pani Ładnej :)

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział III

Ten dzień był strasznie zakręcony.
Najpierw tatuś nas wzywa i dowiadujemy się dziwnych rzeczy, a potem dziewczyny uciekają do stajni. Czegoś takiego to ja bardzo nie lubię.
KIedy zobaczyłam że Iga ucieka zaraz za nią pobiegłam (tak po kryjomu, bo jestem bardzo ciekawska i zawsze chcę wszystko wiedzieć. Po chwili zauważyłam że obie płaczą. Byłam zdziwiona, ponieważ  Matyldę znam jako taką twardą dziewczynę, a Igę za taką drugą mamusię wiec nie wiedziałam, że one kiedykolwiek by płakały, ponieważ uważam ich za twarde osoby. Kiedy tylko zauważyłam że się ruszyły szybko pobiegłam do zamku. Oczywiście w myślach krążą rozmowy co one kombinują, czy wiedziały wcześniej i nic mi nie powiedziały, czy mają przede mną jakieś tajemnice, dlaczego ja zawsze o wszystkich sprawach dowiaduje się ostatnia. Może chodzi o to że jestem najmłodsza? I właśnie, JA NIC NIGDY NIE WIEM.  Dlaczegooo!?
 
 

 Kiedy byłam już w zamku pobiegłam do swojej kuchni szukać jakiś dobrych przepisów na ciasta i babeczki na ten cały bal, bo to ja zawsze im piekę,zawsze jestem po tem  zadowolona bo wszyscy kochają moje wypieki. A z drugiej strony musiałam ochłonąć po tym co widziałam, a było już ciemno więc do Sardynii nie mogłam pójść (jest to mój koń którego bardzo lubię i kocham).


      Kiedy dziewczyny w końcu wróciły zaczęły mnie szukać, wiedziały od razu, że pewnie siedzę w swojej kuchni bo jak jestem zła to zazwyczaj tam siedzę, a Iga wie że takie rzeczy cięszko znoszę.
-Julcia jesteś tam?  Musimy pogadać, a wiem że nie lubisz kiedy wchodzimy do twojej krainy. –Powiedziała Igusia. To była prawda w mojej kuchni mogłam być tylko ja nikt nie miał tam wstępu chyba że ja mu pozwolę.
-Tak jestem. Już zaraz przyjdę.
Kiedy wyszłam poszłyśmy do salonu i zaczęła się dziwna nie oczekiwana rozmowa.
-Chciałam z wami porozmawiać o tej naszej siostrze.-powiedziała ponuro Matylda  i tak zaczeła się długa rozmowa. – Chodzi o to że ja wiedziałam o tym jak miałam 5 lat słyszałam wtedy jak rodzice się kucili właśnie o to.
-To czemu nic nam nie powiedziałaś- zapytałam.
-Nie chciałam was martwić a szczególnie Julii- znowu się zaczyna.
-Dlatego że jestem najmłodsza i ja nic nie mogę wiedzieć?
- Nie o to chodzi.
-A o co?
-Chodzi o to że dla mnie jesteś małą pocieszką i nie wiedziałam jak to przyjmiesz.
- To wszystko wyjaśnia. Przepraszam, że tak zareagowałam. No dobra jedną sprawę rozwiązałyśmy. Teraz co robimy?
-Nie wiadomo jaka ona jest. ale jedno jest pewne ojciec będzie chciał abyśmy wszystkie się do siebie zbliżyły. –powiedziała Iga.- Proszę was o to. Chciałabym też abyście były na tym balu i żeby wszystko było tak jak by chciał tata.
- No wiem przecież wiesz dobrze że ja zawsze się słucham taty
-Ty tak ale Matis proszę ubierz się w miarę przyzwoicie i nie przyjdź od razu po wizycie u koni, cała w błocie dobrze?
-No bobrze.
- To wszystko ustaliłyśmy, mogę iść już spać? Jestem strasznie zmęczona.
- Idź tylko nie wstań za późno bo trzeba przygotować coś do jedzenia na bal - powiedziała Igusia.

        Szybko wybiegłam z salonu i poleciałam do swojej komnaty. Widziałam że zostały jeszcze porozmawiać ale nie miałam już siły ich podsłuchiwać bo strasznie chciało mi się płakać, działo się tak zawsze gdy ktoś mi przypominał o mamie i jeszcze teraz ta siostra. Szybko więc przebrałam się w koszulę nocną i wtuliłam się w misia by się wypłakać i sprubować zasnąć.
Po dłuższym czasie zasnęłam. 










                        Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie była chyba godzina siódma. Poszłam do łazienki i ubrałam jakieś ciuszki, różową spódniczkę w białe groszki i białą bluzkę z różową kokardką. Uplotłam włosy w koczek i pobiegłam do kuchni. Założyłam fartuszek z kolorowymi babeczkami i kieszonką na środku z napisem JULCIA, wyjęłam swoje książki kucharskie, otworzyłam na przepisie jaki wczoraj znalazłam i zajęłam się jak najszybciej pieczeniem. W czasie pieczenia zastanawiałam się jakiego torta mogła  bym upiec. Więc pobiegłam do Igi i Mati po radę. Za bardzo mi nie pomogły bo obie lubią co innego, ale pomyślałam że wszystkie lubią banany i ta nowa siostra też pewnie lubi, więc powinno jej smakować. Wróciłam do kuchni i kontynuowałam wypieki.
Nagle do kuchni wszedł tata, był chyba strasznie zmartwiony. Kiedy usiadłam z nim na ławeczce (tam gdzie zawsze czekam aż skończą się piec moje wyroby) wszystko mi opowiedział, jak zwykle słodka, mała ,,pocieszka'' musiała wkroczyć do akcji.
Po rozmowie posprzątałam kuchnię i zaczekałam aż pierwsza partia babeczek wyjdzie z pieca bo przed przyjściem taty zdążyłam ją włożyć. Już nic nie musiałam robić bo okazało się że ona nie przyjedzie, nie wiem czemu bo nikt mi nie chciał powiedzieć.(jak zwykle)


J. :) 

wtorek, 29 października 2013

Rozdział II

To był bardzo zakręcony dzień - czyli coś czego nie lubię. U mnie musi być wszystko poukładane, zaplanowane. Ja tak mam... to tak jakby ktoś mnie tak zaprogramował. Staram się być kimś innym ale nie mogę bo część mnie wciąż krzyczy ,, oszalałaś!? Nie rób tego! PERFEKCJA I JESZCZE RAZ PERFEKCJA!'' a ja się jej słucham. Przez całe życie. Ale dość o mnie, może pora żebym w skrócie wytłumaczyła co się stało i dlaczego ten dzień był ciut inny niż wszystkie.
   Jak co dzień wstałam, pościeliłam łóżko, odświeżyłam się, wybrałam jedną z moich pięknych sukienek. A tak nawiasem mówiąc, bycie księżniczką to na dłuższą metę fajna praca bo moja szafa jest pełna pięknych tkanin ozdobionych najróżniejszymi ozdobami i naszyciami, które są idealnie dopasowywane do mojej cery.
Mam ją po mojej zmarłej matce. Ona też miała długie brązowe włosy które tak pięknie spływały po jej ramionach, na jej buzi zawsze gościł uśmiech, nawet kiedy Matylda wracała do domu cała brudna i nie chciała się myć i ubierać na różne bale, albo gdy od czasu do czasu tłukła wazony ,, bo się bawiła w ujeżdżanie Mustanga''.
 Zawsze gdy jestem już ubrana i uczesana, wymykam się z pokoju i na palcach idę pod kuchnię tak żeby nie obudzić taty który lubi sobie drzemać o tej porze, i żeby Jula nie zauważyła że potajemnie wącham zapachy potraw które sporządza na śniadanko. Ale tym razem zauważyłam że drzwi do pokoju taty były otwarte, a on sam z nieodgadniętym wyrazem twarzy patrzył na mnie stojąc w progu.
-zawołaj swoje siostry, za 15 minut chcę was widzieć w salonie.
 Pędem popędziłam do pokoju Matyldy, cale szczęście (albo i nie szczęście) zawsze o tej porze śpi. Niedaleko jej pokoju mam schowany ,, kij przebudzeniowy''- nie chcecie wiedzieć co się stało kiedy pierwszy raz musiałam ją obudzić... Całe szczęście to nie były mocne zadrapania a siniaki się zagoiły
-Aaj! Co się stało!- ryknęła zaspana Matylda
-Nasz tata nas pilnie wzywa. Za 15 minut w salonie... i weź się trochę doprowadź do normalności
-Jeszzzcze pięęć minuuut
-Nie zaraz, tylko JUŻ!-krzyknęłam wybiegając i  przy okazji zapominając o zabraniu mojej tajnej broni.
 Zbiegłam do kuchni. Zastałam tam Julę która na moje nagłe wtargnięcie zareagowała piskiem.
-Co się stało!?
-Ojciec nas pilnie wzywa.
                                                                                ~~♥~~

Oczywiście w salonie nie było Matyldy. Spodziewałam się że się szybko nie zwlecze z łóżka.
 - Pewnie zastanawia was moje nagłe wezwanie o tej porze.
Popatrzyłyśmy się z Julą na siebie.
- Mam pewną informację... hmm dość ciekawą.- w tym momencie zrobił krótką przerwę..- Do naszego pałacu przyjeżdża Wasza siostra...
Usłyszałam jak drzwi do pokoju Matyldy otwierają się z impetem.
-Wasza matka miała jeszcze jedną córkę... Postanowiłem że ją zaprosimy. Chciałbym ją poznać, dlatego bądźcie na to gotowe. Igo...
-Izabelo...-mruknęłam 
-Przecież wiesz, że dla mnie zawsze będziesz moją malutką Igusią. Przypilnuj proszę żeby wszystko było na czas. Byłoby dobrze gdybyście już zaplanowały w co się ubierzecie i co zaprezentujecie. To tyle...- Wstał i jakby nigdy nic wyszedł
-C bb-oo-że-odwróciłam się i zobaczyłam twarz Matyldy
-Co się stało?
-Nie, to się nie dzieje!- z jej oczu zaczęły lecieć łzy... strumienie łez.

                                                                   ~~♥~~

 Cały dzień spędziłam na rozpracowywaniu utworu. Z nikim nie rozmawiałam i pozwoliłam sobie na nie myślenie o niczym. Jakby się nic nie stało. Ale nie potrafiłam. ,, Kim jest ta dziewczyna? Dlaczego Matylda tak zareagowała? Czy ona coś wie? dlaczego dowiedziałyśmy się teraz?''.  Nie mogłam dłużej wytrzymać sama ze swoimi myślami. Nigdy nie należałam do bardzo otwartej osoby i zazwyczaj nie lubiłam dzielić się tym co myślę z kimś innym, ale bywały takie sytuacje w których musiałam na jakiś czas zburzyć część muru ,,idealności''. 
  Postanowiłam że poszukam dziewczyn... tylko że dorosłe rozmowy wolałam przeprowadzać z Matyldą bo tylko w jej oczach nigdy nie byłam idealna. Wiele razy widziała jak płakałam po stracie mamy. Przy Julii starałam się zawsze zachować zimną krew żeby wiedziała że mogę być dla niej podporą, która nie pęknie brzy zbyt wielkiej sile nacisku. 
  Nie spodziewałam się że będzie w swoim pokoju, dlatego od razu poszłam do Stada. 
  Gdy już stałam w bramie, zadałam sobie pytanie w której stajni mogłaby być. Oczywiście niby przypadkiem przeszłam przez stajnię gdzie stała Boliwia.
 -No hej!-krzyknęłam gdy zobaczyłam moją trzecią... no czwartą siostrę
 -wiem wiem też się cieszę że Cię widzę. Muszę Ci potem opowiedzieć co się stało ale najpierw muszę znaleźć Matyldę. Widziałaś ją?- Zawtórowało mi Jej rżenie. Czasem wydawało mi się że wszystko rozumie, dlatego przychodziłam do niej i z nią rozmawiałam. Na każdy temat. Przy niej nie musiałam być idealna. Mogłam być sobą. Tą drugą sobą.
- Matis!- krzyczałam biegnąc od stajni do stajni. Ale nikt mi nie odpowiadał.
Przeczucie podpowiadało mi żebym poszła do siodlarni. Tak jak myślałam nie było siodła Egidy. 
Złapałam rzeczy Boliwii i popędziłam ją czyścić.
 Jakie to wspaniałe uczucie tak pędzić polami. Nawet jeśli nie powinnam być szczęśliwa tylko zatroskana, na mojej twarzy nie było miejsca na grymasy. Uśmiech... Jakby nic się nie stało.
  Ale po pół godzinie zauważyłam czyjąś postać. Siedziała skulona pośród traw a obok niej pasł się koń.
 -Matylda...
Zauważyła mnie...Zeskoczyłam z konia i popędziłam w jej stronę. Nie, nie bałam się że Boliwia ucieknie. Nigdy tego nie robiła. A nawet jeśli gdzieś szła to zawsze wracała.

 -Iga...J-ja - Matylda podniosła swoją twarz ... cała mokra, cała czerwona...
 -Matis spokojnie... choć wrócimy do domu... uspokój się- ale ja czułam że te słowa są bardziej kierowane w moją stronę. Ja tak miałam jak ktoś płakał. Szczególnie jak była to moja bliźniaczka. To taka więź, przez którą moja ściana zawsze się burzy.
   Przytuliłyśmy się do siebie i zaczęłyśmy płakać... Gdy zaczęło się ściemniać wstałyśmy i wróciłyśmy do domu.
  Nienawidzę drogi powrotnej ze Stada do Zamku... Ach te schody
-Musimy porozmawiać-zaczęła Matylda-zawołaj Julcię i chodźcie...

                                                                     ~~♥~~




poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział I

Usłyszałam huk. Zbiegłam szybko na parter o mały włos nie zabijając się na schodach. Wpadłam do kuchni i ujrzałam mojego młodszego brata, Mateusza, całego w mące.
-Mati! Co się stało?!
-Oj, no bo Hortensja -jego myszka, którą z całego serca nienawidzę - mi uciekła i wskoczyła do miski i ja podstawiłem sobie stołek ale straciłem równowagę i wysypałem mąkę. Przepraszam. Nie gniewasz się ? - gdy tak mówił, nie mogłam się gniewać. Jak na dziesięciolatka jest bardzo mądry i świetnie się wysławia, nie chwaląc się to moja zasługa.
-Och, oczywiście, że nie. Ty idź się umyć i przebrać a ja tu posprzątam. Tylko proszę postaraj się nabrudzić jak najmniej.
Uśmiechnął się promieniście i otrzepał jak pies strzepując z siebie mąkę. Wyszedł z kuchni a ja zaczęłam ją ogarniać. Proszek był normalnie wszędzie. Po sprzątnięciu zajrzałam do pokoju młodszego brata. Był już przebrany i bawił się z Hortensją. Mimo wszystko była przesłodka. Spojrzałam na zegarek, 15:00.
-Mateusz, mąka miała być na naleśniki ale może masz ochotę na coś innego?
-Pizza! - wykrzyknął maluch.
-To chowaj Hortensję do klatki, bierzemy Bambiego i idziemy do sklepu.
Brat szybko się zebrał i zanim się obejrzałam stał w furtce ze smyczą w ręku. Przeszliśmy się do najbliższego spożywczaka. Po udanych zakupach wróciliśmy do domu i wzięliśmy się za robienie obiado-kolacji. W między czasie zadzwoniłam do Marcina.
-Hejka - przywitałam się.
-O! Cześć Wiki! Co tam porabiacie?
-Robimy kolacje. Będziesz ? Czy mam odłożyć dla ciebie kawałek?
-Będę, będę. A co jest?
-Pizza.
-No to tym bardziej. Ale pamiętasz? Podwójny ser...
Spojrzałam na Mateuszka. Sypał tyle sera, że chyba będzie potrójny.
-Jasne - zaśmiałam się.
-Słuchaj, muszę kończyć. Buziaki, pa - rozłączył się.
-Pa - odparłam, chociaż wiedziałam, że już nikt mnie nie słyszy.
Wróciłam do młodszego brata i skończyliśmy przygotowywać posiłek. Wstawiłam tacę do piekarnika i nastawiam odpowiednią temperaturę. Usłyszałam szczęk zamka. Wiedziałam, że o tej porze może to być tylko jedna osoba. Ruszyłam pędem i skoczyłam na szyje Michałowi.
-No hej, młoda. Co się tak cieszysz?
-Bo cię widzę głuptasie - przytuliłam go mocno.
Przerzucił mnie sobie przez ramię i zarzucił na plecy. Czasami nie zachowywaliśmy się jak rodzeństwo. Gdy w końcu mnie postawił na ziemie sprawdziłam pizze. Jeszcze piętnaście minut, za pół godziny miał być Marcin i tata. Wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Zadzwoniłam do Marceli, mojej przyjaciółki.
-Hej, kotku! Gotowa na jutro? - wykrzyknęła.
-Nie? Boże! To już jutro. Pierwszy dzień szkoły. Nie wiem co mam ze sobą zrobić.
-To włącz Skypa. Muszę ci coś pokazać.
-Ok - rozłączyłam telefon i włączyłam laptopa.
Po chwili ujrzałam uśmiechniętą twarz przyjaciółki.
-No ja idę w tym - wstała i okręciła się dwa razy w okół własnej osi.
Ubrana była w czarną spódniczkę, białą koszulę i białe balerinki. Włosy miała związane w koka.
-Ślicznie wyglądasz - westchnęłam.
-A ty? Co zakładasz?
-Najchętniej desanty, jeansy, T-shirt i wojskową kurtkę - zaśmiałam się.
-Nie ma. Masz nałożyć tą śliczną czarną marynarkę i koturny.
-O nie, ja i koturny?
-No ślicznie wyglądasz. Tak dziewczęco.
-I dlatego ich unikam. - odparłam po chwili.
-Proszę.
-Zobaczymy. Dobra, słuchaj. Ja muszę iść wyciągać pizze z piekarnika.
-Ok. To ja jutro z Bambim po was wpadniemy.
-Papatki - przesłałam jej całusa i się rozłączyłam.
Może to dobry pomysł ... przygotowałam ciuchy na rozpoczęcie. Do plecaka w razie czego spakowałam zwykłe skarpetki i czarne Conversy. Zeszłam do kuchni. Cała rodzinka była w komplecie.
-Tato ! Co tak wcześnie ?
-A tak jakoś wyszło. Słyszałem, że zrobiliście pizze.
-No tak. Właśnie miałam ją wyjmować.
Michał rozstawił na stole talerze a ja wyjęłam i pokroiłam jedzenie. Po kolacji pozmywałam i położyłam brata do spania. Mimo, że miał 10 lat bał się ciemności. Co wieczór czytałam mu bajki. Gdy zasnął delikatnie wymknęłam się z pokoju. Zamknęłam drzwi i zauważyłam, że wszyscy domownicy, oprócz mnie, już śpią. Nie mogąc w to uwierzyć zajrzałam do Michała i Marcina. Spali jakby postali patelnią w głowę. Postanowiłam, że wezmę z nich przykład.
O godzinie siódmej trzydzieści obudził mnie budzik. Zebrałam ciuchy i poszłam do łazienki. Trudno było ale jakoś dawałam radę dzielić ją z chłopakami. Umyłam włosy. Następnie wysuszyłam je i wyprostowałam. Zrobiłam lekki makijaż i poszłam obudzić rodzeństwo, bo wiedziałam, że tata jest już w pracy. A Marcin mógł trochę pospać, bo odprowadzał Matiego do szkoły. Zanim zaszłam do pokoju Michała zajrzałam przez niebieskie drzwi do najmłodszego z braci. Młody spał tak słodko. Wzięłam jedną kartkę i napisałam do niego liścik.
"Marcin idzie z tobą do szkoły. Ja z Michałem idziemy na 9. Nie wiem o której wrócę ale masz dziś cały dzień z Marcinem. Bądź grzeczny. Kocham cię.
                                                                                           Wiki <3"
Postawiłam karteczkę na szafce nocnej i przeszłam do drzwi dalej. Weszłam do środka bez pukania. Leżał w samych bokserkach na w pół przykryty kołdrą. Ach, czasem żałuję, że to mój brat. Ściągnęłam z niego kołdrę. Zaczął coś mruczeć i narzekać ale kiedy zabrałam mu poduszkę z pod głowy spojrzał na mnie morderczym wzrokiem i pomaszerował do łazienki. Pościeliłam mu łóżko. Czasem jestem dla nich za dobra. Zeszłam do kuchni żeby zrobić śniadanie. Gdy naleśniki były gotowe Michał przyszedł ubrany w elegancji a zarazem luźny strój. Zjedliśmy śniadanie. Brat poszedł po mój plecak do pokoju a ja zajrzałam do skrzynki na listy. Leżała tam tylko jedna koperta. Była ona pożółka ale wiedziałam, że to element dekoracyjny, zapieczętowana i na pierwszy rzut oka trudna do otworzenia. Przeraziła mnie jedna rzecz. Była adresowana do mnie. Wróciłam do kuchni i wyjęłam nóż. Otworzyłam pieczęć z dużą literą K. Wyciągnęłam delikatnie kartkę i wczytałam się w jej treść. Albo ktoś zrobił mi kawał albo ... jestem księżniczką.

~~~~~~~~
Siemaneczko ! Jestem Wiki i jestem jedną za współzałożycielek tego bloga. Przepraszam was. Mój rozdział miał być już tydzień temu ale nie dałam rady. Wyrażajcie swoje opinię. Pozytywne i negatywne, chociaż bardziej prosiłabym o te pierwsze. No ... po prostu czekam na waszą opinię <3
Do następnego postnięcia ;)
                                                                             

niedziela, 29 września 2013

Siemeczka !

200 wyświetleń w jeden weekend ! Dzięki ! Życzymy Wam siły na cały tydzień a zwłaszcza na jutrzejszy poranek . Pocieszę Was - ja zaczynam o 7.30 ;)
Pozdrówki 
M.

piątek, 27 września 2013

Prolog

,,Jak człowiek się kogoś boi, 
to go nienawidzi, 
ale nie może przestać o nim myśleć."
William Golding

TumblrZa oknem padał deszcz. Wielkie krople bębniły w szyby mojej komnaty.Spojrzałam na zegarek. Westchnęłam. Czekały mnie jeszcze dwie godziny samotności,czyli do końca zajęć muzycznych. Mogłam pójść do Białej Sali Balowej i posłuchać sióstr, ale nie miałam dziś na to ochoty. Zwykle siedziałam tam i wsłuchiwałam się w skrzypce Julii oraz podziwiałam tańczące na klawiszach fortepianu palce Igi, mojej bliźniaczki.
       Uwielbiałam ich koncerty. Obie od urodzenia przejawiały smykałkę do muzyki. Julia dokąd stanęła na nogi praktycznie nie rozstaje się ze skrzypcami mimo że ma dopiero 5 lat. Iga (choć woli imię Izabella) nadal nie sięga do pedałów nawet w najmniejszym pianinie, ale nie przeszkadza jej to w wygrywaniu najwspanialszych serenad. Za parę miesięcy w swoje- a raczej - nasze urodziny dostanie własny fortepian do swojej komnaty. Nie mogę się doczekać aż instrument przekroczy progi zamku, bo zwolni mnie to z przykrego obowiązku jakim jest wysłuchiwanie o jego wspaniałości, z jakiego drewna to on jest a z jakiego nie. Rozumiałam, że to dla niej coś wymarzonego, ale irytowało mnie to. Zazdrościłam im obu ich talentu. Przez to miałam wrażenie, że tu nie pasuję.
       Fakt - różniłam się bardzo od sióstr. Obie wdały się bardziej w matkę za to ja byłam kopią ojca. Czarne włosy nie dające się opanować, zielono-brązowe oczy, blada cera upstrzona piegami. W niczym nie przypominałam Izabelli- ani zewnętrznie ani wewnętrznie. Ona zawsze musiała mieć wszystko zaplanowane do najmniejszego szczegółu (mimo że mamy dopiero po siedem lat). Ja działałam na"żywioł"- jak mówił tata.
      Zeskoczyłam z parapetu. Rozejrzałam się po swojej komnacie. Spojrzałam z nadzieją na swoją biblioteczkę ale nie pojawiła się tam w żaden magiczny sposób ani jedna książka, której jeszcze nie przeczytałam kilkanaście razy. Podeszłam do sztalugi, która stała koło wielkiego łoża z baldachimem. Nie, w taką pogodę nie wypada malować.
flore bianche | via Tumblr- Muszę kogoś znaleźć - powiedziałam sama do siebie. Rodzice nie lubili gdy ze sobą rozmawiałam, ale dodawało mi to otuchy, kiedy byłam sama pośród zimnych murów. Podeszłam do drzwi, stanęłam na palcach by dosięgnąć klamki. Pchnęłam ciężkie drewno i pognałam przez korytarze. Przemierzałam zamek używając ukrytych przejść, których chyba nikt nie znał tak dobrze jak ja. Wszystko po to aby nie spotkać nikogo ze służby. Lubiłam tych ludzi, ale nie znosiłam ich przesadnej troski o to byśmy nie przeszkadzały rodzicom. A to do nich chciałam teraz pójść. Zbiegłam po schodach, skręciłam w lewo. Zobaczyłam uchylone drzwi i usłyszałam dwa głosy. Mama i tata. Miałam już wbiec do pokoju, gdy rozległ się kroków głębi korytarza. Szybko wślizgnęłam się za posąg lwa stojący na przeciw. Zobaczyłam parę nóg i ktoś wszedł do pokoju, otwierając szerzej drzwi. Teraz słyszałam wyraźnie rozmowę oraz brzdęk zastawy stawianej na stół.
       Uczono mnie, że nieładnie jest podsłuchiwać i nie wypada to damom, ale miałam wrażenie, że rodzice rozmawiają o czymś o czym  nie powinnam wiedzieć. Naturalnie, wytężyłam słuch.
- Może chodzi o prezenty na Boże Narodzenie, w końcu to już za miesiąc... -szepnęłam do siebie, ale umilkłam na dźwięk fotelu szurającego po posadzce.
- I ukrywałaś to, przez te wszystkie lata?! - krzyczał ojciec. Nigdy nie słyszałam go tak wściekłego.
-Kochanie, zrozum... to nie mogło wyjść na jaw - mówiła mama
-Co? To, że masz jeszcze jedno dziecko, czy to,że mnie zdradziłaś?! Jak mogłaś?! Nie wystarczałem ci?!
-To nie tak..
-A jak?!
Zapadła cisza. Czułam, że każdy mięsień mojego ciała jest napięty. Moje serce biło jak oszalałe.
-Jak ma na imię ?-zapytał tata już spokojniej
-Wiktoria, nazywa się Wiktoria. W grudniu skończy 6 lat.
-Jest w wieku Matyldy i Igi...O boże...
       Więcej nie słyszałam, czy może nie chciałam słyszeć? Nie wiem kiedy z oczu pociekły mi łzy, jak znalazłam się w składzie paszy dla ogierów. Do dziś nie pamiętam kiedy znalazły mnie siostry całą mokrą od płaczu i deszczu. Oczywiście, pytały, ale ja nic nie mówiłam. No bo jak? Jak mogłam powiedzieć to Julii i Idze wiedząc jak będą cierpieć?
      W ten sposób w wieku 6 lat poznałam tajemnicę mojej mamy. Sekret,który zmusił mnie do dojrzałości. Wiedza o trzeciej siostrze sprawiła,że już nigdy nie byłam taka jak kiedyś. Wzniosłam dookoła siebie mur. Mur nie do przebicia. Mur zbudowany z nienawiści do kompletnie nieznanej mi osoby. Bo jej nie znałam i nigdy nie chciałam poznać. Wiedziałam tylko,że nazywa się Wiktoria, jest moją siostrą i rówieśniczką oraz że z całej duszy pragnę by przestała istnieć.

~~*~~
I zaczęło się ...
Czekamy na opinie :)
Pierwszy rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu, aa przez weekend powinny się pojawić opisy bohaterek.
Planujemy też zmianę graficzną stronki . Jak ktoś chętny do pomocy ,czy do pisania zapraszamy na nasze e-maile :D
Just another blog? | via TumblrDo następnego skrrrobnięcia !



M.

Witajcie :)

      Ten blog powstał z pomysłu czterech niezwykłych, zupełnie różnych dziewczyn. Jestem jedną z nich. Wszystkie kochamy pisać,więc stwierdziłyśmy, że stworzymy coś dla siebie i dla innych. I tak zrodziła się idea by udowodnić wszystkim, że każda dziewczyna jest prawdziwą księżniczką. Jak tego dokonamy? O co w tym chodzi? Czy jesteśmy tylko kolejnymi nawiedzonymi bloggerkami? Osadźcie sami.
Wkrótce pojawi się prolog, oraz kilka słów o nas - bohaterkach tej powieści. Serdecznie zapraszamy do obserwowania,komentowania, pisania do nas, czy też podrzucania linków do swoich blogów (Dziedziniec).
Pozdrawiam i rzucam myśl na dziś :
Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne. William Shakespeare

M.