Na pierwszy rzut oka chciałam coś jej zrobić ale na szczęście się powstrzymałam. Nie mogłam. Ja nigdy się nie denerwuje kiedy ktoś patrzy, nikt wiec nie mógł zobaczyć co się ze mną dzieje. Miałam łzy i przerażenie w oczach. W głowie chodziły mi tylko pytania co ona tu robi? Jak ona wygląda? Co ma na sobie? Miało być tak wspaniale. To miał być mój dzień, mój wieczór i moje najlepsze urodziny. Czemu akurat teraz tu przyszła.Wiem, że tata tego chciał ale czemu w tak bardzo ważnym dla mnie dniu. Chciałam jak najszybciej zmyć się z sali balowej. Uznałam jednak, że wszystkim nam należy się wsparcie. Poszłam więc do wielkiego stołu nakrytego w moje wypieki, wzięłam do ręki dwie babeczkę i je zjadłam.To mnie zawsze uspokaja. Przez moment widziałam jak Wiki się na mnie dziwnie patrzy i mierzy wzrokiem, zastanawiałam się czy chodzi jej o mnie czy o sukienkę, czy może o to ile na raz jem babeczek. Jak o sukienke to zawsze miała wiele zdobień w porównaniu do Matyldy. Natomiast ona była ubrana w chyba dres i dziwne buty. Były płaskie i miały biały przód. Jej strój mi się podobał ale ja bym się tak chyba nie ubrała. Mina trochę mnie przerażała ale nie zważałam na to. Zastanawiałam się czy nie wziąć skrzypiec i trochę nie rozładować atmosfery. Jak pomyślałam tak zrobiłam, bałam się jednak, że tata będzie zły. Chciałam zagrać coś współczesnego bo jak patrzyłam na Wiki widziałam osobę z miasta. Swój piękny instrument wyjęłam z futerału, nastroiłam i zaczęłam grać. Kontem oka widziałam tylko głowy odwracające się w moim kierunku. Wszyscy nagle ucichli i suchali tylko mnie a nie klutni z innymi. zaprezentowałam mój jeden z ulubionych utworów "Crystallize".
Kiedy skończyłam odwrociłam wzrok na Mati i Is zobaczyłam, że ich miny były trochę weselsze. Dziwiło mnie to, że się w ogóle nie zestresowałam tak jak to było prawie zawsze, nie lubiłam grać przy tylu obcych ludziach. Coś też błysnęło w oku Wiki do teraz zastanawiam się co to było. Podeszłam do moich sióstr. Wszystkie na siebie patrzyłyśmy i od razu wiedziałam, że tak jak ja nie były zadowolone z jej przyjścia. Kiedy widziałam jak kiwały do mnie głowami przebiegając połowę sali wyszłam. Ominęłam długi korytarz, kręcone schody, waski korytarz i weszłam do swojej komnaty. Moje myśli zmierzały ku temu czy dobrze robię, zostawiając ich tam samych. wiedziałam jednak, że dziewczyny porozmawiają ze wszystkimi i nie chcą mnie na razie martwić. Później wszystkiego się dowiem. Spojrzałam na ściany w pokoju i zobaczyła moje wszystkie pary skrzypiec na których grałam w dzieciństwie. Potem spojrzałam na ta co miałam w rękach. Nie mogłam uwierzyć, że gram już na całych. Siadłam na łóżko i z małej skrzynki wyjęłam różową chusteczkę. popołożyłam instrument na kolana i go wyczyściłam. W tym czasie minęło jakieś 30 minut. Więc podniosłam się i podeszłam do wielkiego lustra. Przez moment patrzyłam na swoją twarz. Ujrzałam tam dziewczynę bardzo podobną do Wiki. Wiedziałam, że teraz wszystko się zmieni. Całe pięknie poukładane życie legnie w gruzach bo nic tylko widzę nowego członka rodziny. Nie chciałam teraz wychodzić i znowu uciekać. Co wiec zrobić? Wszyscy są na dole i dyskutują o tym co się wydarzyło. A ja siedzę sama i nie wiem co robić. Wtedy do pokoju weszła Marta. Była to moja ulubiona służąca, powiedziała, że król prosi mnie do siebie ustalić parę spraw. Nie wiedziałam co ode mnie chcą. Czy ona chce tu zostać i wszystko popsuć jeszcze bardziej. Gdzie by wtedy spała? No i najważniejsze, kolejna osoba podkradająca moje smakołyki! Czemu mi się to przytrafia. Kiedy szłyśmy razem przez wąski korytarz przyglądałam się zdjęciom wiszącym na ścianie. Było tam jedno ze mną, tatą, mamą i siostrami. Na innym, którego nigdy przedtem nie widziałam była jeszcze jedna dziewczyna, domyślałam się że to pewnie Wiktoria. W końcu doszłyśmy to wielkich drzwi. Marta je otworzyła i wtedy zaczęła się rozmowa, która na zawsze zmieniła moje życie.
Bo każda dziewczyna jest księżniczką swojego losu.Ale trzeba mieć odwagę by stać się jego królową...
niedziela, 30 listopada 2014
niedziela, 6 kwietnia 2014
Rozdział VIII
,,Ten człowiek jest wolny, który żyje dla siebie, a nie dla innych."
Arystoteles
Wpatrywałam się nieobecnym wzrokiem w swoje odbicie w lustrze. Siedziałam na obitym aksamitem taborecie w pokoju Isabelli,a właścicielka komnaty zaplatała moje długie włosy w misterny dobierany warkocz. Proces przebiegał w absolutnej ciszy, tak że mogłyśmy słyszeć krzątającą się kilka pięter niżej służbę. Do balu pozostały trzy dni ale i tak nie pozwalało to choć na chwilę odpoczynku dla członków dworu. Większość gości zamierzała przybyć w przeddzień uroczystości. Oznaczało to przygotowanie prawie wszystkich pokoi gościnnych do przyjęcia arystokracji z całej Europy i nie tylko. Sam ojciec miał przybyć jutro wraz z ładną grupką około czterdziestu siedmiu wysłanników z różnych królestw w towarzystwie kandydatów do mojej ręki. Tak bardzo nie chciałam tam być.Wszystko we mnie nakazywało mi uciekać,zaszyć się gdzieś w lesie i nigdy nie wracać. Ale obiecałam sobie i mamie, że nie zostawię sióstr wczoraj leżąc na wilgotnej polanie w lesie. A ja słowa zawsze dotrzymuję.
Is skończyła warkocz i związała koniec mocną czarną wstążką. W milczeniu wstałam,odwracając swoje spojrzenie od zapuchniętych oczu i podrapanej gałęziami twarzy w lustrze. Spojrzałam na łóżko siostry gdzie czekały na mnie pasma granatowego materiału. Chwilę później do komnaty weszły trzy służące i Diana von Fhiren, która pełniła funkcje krawcowej i stylistki w jednym. Od razu zaczęła wydawać polecenia. Posłusznie stanęłam na stołku,który przyniosła służka i poddałam się przymiarce sukni,a właściwie upinaniu na mnie za pomocą szpilek materiału z którego miała powstać kreacja.Lubiłam Dianę bo była praktyczna. W swoich strojach nigdy nie przesadzała i ograniczała się do minimum zwłaszcza w moim przypadku. Wiedziała,że każda sekunda spędzona w sukni była dla mnie męczarnią,więc starała mi się to możliwie uprzyjemnić ten przykry obowiązek. Z kolei u Is dla której była to czysta przyjemność pozwalała sobie na dużo więcej , szła w żywsze i radośniejsze kolory .Nie mówiąc już o sukniach Juli, które w prost ociekały słodkością. Moje zawsze były przeciwieństwem - ciemne i stonowane wykonane z matowych materiałów z gorsetem u góry i na wysokości bioder przechodząca w długą prostą spódnicę.
Po około godzinie spędzonej na stołku, Diana ściągnęła ze mnie fałdy sukna,pogłaskała po policzku i wyszła. Zeskoczyłam na podłogę i spojrzałam na siostrę. Is właśnie odwiesiła swoją kreację, którą skończyła stylistka. Była w ładnym wrzosowym kolorze z bufiastymi rękawami i szerokim dołem. Pewnie zamówiła ją jakiś czas temu by być gotową na kolejny bankiet lub bal. Ona przecież zawsze myślała do przodu i musiała mieć wszystko zaplanowane. Kolejny raz poprawiła upięte włosy i przygładziła swoją aksamitną suknię. Następnie spojrzała na harmonogram dnia, odhaczyła jedną pozycje swoim czarnym piórem wiecznym i oznajmiła, że śniadanie już na nas czeka. Wyszłyśmy bez słowa i ruszyłyśmy do jadalni po drodze pukając do komnaty Julii i we trzy zasiadłyśmy do śniadania.
Jak każdego poranka stół uginał się od potraw, ale żadnej z nas nic nie chciało przejść przez gardło. Mimo to nałożyłam na talerz chrupiącego, jeszcze ciepłego croissanta i zaczęłam maczać go w miodzie.Nie było to łatwe zważywszy na moje trzęsące się ręce, które za wszelką cenę usiłowałam przywołać do porządku.Nie mogłam dać po sobie poznać,że się boję.Nikt nie mógł zobaczyć strachu w moich oczach. Zawsze przeistaczałam go w nienawiść, złość a gdy nie miałam siły by go ukrywać uciekałam. Dlatego nie znosiłam przebywania pośród ludzi -musiałam znajdować wtedy w sobie siłę by być kimś kim nie jestem. Będąc z dala od innych byłam również sobą.
Wstałam od stołu, nie mogłam już nic w siebie wmusić ani znieść ciszy panującej przy długim mahoniowym stole
- Dokądś się wybierasz ? - usłyszałam za plecami- Mamy całą listę rzeczy do zrobienia.
Odwróciłam się i spojrzałam w zielone oczy Is.
- Wracaj do stołu i zachowuj się jak na następczynie tronu przystało - powiedziała tym swoim tonem. Tonem bez żadnych emocji.
- Nie jesteś moją matką, nie będziesz mi rozkazywać - wysyczałam. Kątem oka zobaczyłam przerażoną twarz Julii, która co chwila zerkała to na mnie to na Is. Wyczuła, że coś pękło we mnie. Miałam dość i nie zamierzałam tego ukrywać.
- Myślisz, że mi jest łatwo ? Jestem w takiej samej sytuacji. Więc choć przez chwilę przestań myśleć tylko o sobie..- zaczęła moja bliźniaczka
- W takiej samej sytuacji ?! - wydarłam się - W takiej samej sytuacji ?! Do kurwy nędzy ! To ja muszę wyjść za mąż za jakiegoś obcego gościa , zrobić mu dzieci dla dobra polityki naszego księstwa , nie ty ! Ty jesteś sobie Panią Idealną Na Włościach a ja od urodzenia wiedziałam, że mój los jest już spisany. Że nie będę miała żadnego wpływu na moją przyszłość ! Ty możesz robić co chcesz ! To nie ty jutro poznasz facetów, którzy przyjechali nie dla mnie tylko dla tego co dostaną wraz ze mną ! Jestem tylko pergaminem na którym podpiszą umowę o podział majątku, handlu i polityki! Więc nie wmawiaj mi że jesteśmy w takiej samej sytuacji !
- A myślisz, że mi się to wszystko podoba ?! - Is wstała wywracając krzesło. Nigdy nie widziałam jej w taki stanie. - Wszystko zawsze podporządkowane tobie ! A ciebie nigdy nie było ! Odgrodziłaś się od nas , zostawiłaś nas i skazałaś mnie na dźwiganie obowiązków królowej. To że nigdy nie narzekałam nie znaczy że jestem szczęśliwa ! Też chciałabym móc użalać się nad sobą i zaszywać się gdzieś w lesie , ale skoro ty to robiłaś ja musiałam być tu . Dla ojca, Julii i całego królestwa. Robiłam to czego ode mnie oczekiwano, czego oczekiwałaby ode mnie matka, czego...
- Nie mieszaj w to matki ! Ona nie żyje , nic jej do tego !
- Myślisz że pochwaliłaby to co zrobiłaś ze sobą po jej śmierci ?! Spodobałoby jej się to jak nas porzuciłaś i ojca kiedy najbardziej się potrzebowaliśmy ?! Pomyśl , czego by od ciebie oczekiwała ?! Bo na pew..
Nie słuchałam jej już wybiegłam z komnaty i trzasnęłam dębowymi drzwiami.
Gnałam kamiennym korytarzami nie wiedząc dokąd pędzę. Wbiegałam po schodach i otwierałam dziesiątki drzwi zanim osunęłam się na posadzkę w jednej z moich kryjówek na szczycie wieży, gdzie nikt nie zaglądał.
Skuliłam się w kącie i zaczęłam płakać oparta o zakurzony kufer. W oknach nie było szyb więc po kilku godzinach zmarzłam. Nie zamierzałam jednak opuszczać bezpiecznej kryjówki. Przetarłam czerwone od łez oczy i rozejrzałam się. Komnata była pusta nie licząc kurzu i kufra, o który się opierałam. Uklękłam przed nim i obejrzałam go uważnie. Był zamykany na miedzianą kłódkę. Spróbowałam go otworzyć jednak skrzynia odmówiła współpracy. Wtedy wyjęłam z kieszeni mały wytrych, z którym nigdy się nie rozstawałam i po kilku minutach grzebania w kłódce , żelastwo zgrzytnęło i otworzyłam kufer.
W środku było kilka kompletów sukni i innych ubrań. Wzięłam jedną z peleryn i zziębniętymi rękami narzuciłam na ramiona. Gdy materiał okrył moje ciało owiała mnie także woń damskich perfum. Zapach mamy. Rzuciłam się do kufra i niemal wpadając do środka zaczęłam grzebać szukając sama nie wiem czego- wskazówki ? Rady ? Pomocy?
Pośród sukni, flakonów perfum, zdjęć, butelki wiśniówki znalazłam tylko jedną wielką oprawioną w czerwoną skórę książkę.Usiadłam po turecku i otworzyłam na pierwszej stronie i zawahałam się. Trzymałam w rękach Kodeks. Nie to mnie jednak przeraziło najbardziej. Znalazłam bowiem odpowiedź.
Jest ucieczka przed małżeństwem, ale wydała mi się niemal tak straszna jak ślub.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Siemeczka !
Trochę tu pustki zagościły, ale powracamy z krótkim ( obiecuję,że się poprawię ) rozdziałem. Wiecie jak to jest - nauka , u mnie treningi i nauka , a u niektórych inne blogi. Czasami ciężko jest bo mam wrażenie że tylko mi zależy ,ale nie będę was truła .
Czekamy na komcie na znak ,że ktoś tu żyje !
P.S. Czy chcielibyście żeby powstał ask albo żeby dać linki nie wiem do kont na instagramie ? Czy macie jakieś inne pomysły
LOFKI KOFKI
M.
czwartek, 23 stycznia 2014
Rozdział VII
Boję się. Czego? Od zawsze rodzice przygotowywali nas do tego, że przyjdzie taki dzień w którym któraś z nas zostanie królową, ale u jej boku musi się pojawić małżonek, co gorsza wybrany wyłącznie w celach politycznych. Jak by to było średniowiecze! A przecież mamy XXI wiek!! Jako najstarsza siostra, to Matylda była zobowiązana do takiego małżeństwa, co prawnie może nastąpić już niedługo. Boję się, ponieważ za każdym razem kiedy moja starsza siostra znika, myślę że nie wróci, że cała odpowiedzialność spadnie na mnie. A ja po prostu wiem że nie podołam temu wyzwaniu. Jestem w głębi zbyt krucha. O ile Matis zniesie ten ciężar, o tyle ja nie.
~♥~
Tej nocy nie mogłam zasnąć, zapewne jak cały zamek. Wśród kompletnych ciemności widziałam tylko pasek światła księżyca, próbujący złamać dla mnie zasady i wedrzeć się nielegalnie do mojego pokoju pomagając mi walczyć z myślami. Udało mu się. Po cichutku wstałam z łóżka, założyłam szlafrok, przechodząc koło mojego fortepianu delikatnie nacisnęłam klawisz, czując narastające szczęście.Tak, to jest to czego mi potrzeba ale niestety, zegar wciąż uparcie wydłużał tę chwilę pustki, wskazując 2 w nocy. Iść do Juli? Znając ją, pewnie też nie może spać. Błądzić? Budzić? A może by tak gdzieś pójść?
Jak pomyślałam tak zrobiłam, ubrałam się w mój ciemny płaszcz, i pobiegłam w cichy i spokojny jak zawsze o tej porze las.
~♥~
Szczerze mówiąc takie wyprawy poza zamek nie zdarzały mi się zbyt często... wręcz nigdy. Nie wiedziałam jak jest na świecie, nie znałam innych nastolatek poza Matyldą, Julą i kilkoma dziewczętami które pracowały w naszym zamku służąc nam
Było bardzo ciemno, ale szlaki znam na tyle dobrze żeby nie wpaść na drzewo. Po ok 15 minutach marszu usłyszałam czyjeś szepty. Szybko pobiegłam ukryć się w krzakach, słysząc że głosy stają się coraz głośniejsze. Na sekundę wstrzymałam oddech.
- Ej nie bądź żyd... daaaaaj. Będę grzeczny obiecuję- odezwał się jakiś chłopak,
- Przecież wiesz że ci nie wolno!- odpowiedział dziewczęcy głos. W tym momencie nieoczekiwanie straciłam równowagę i wręcz wypadłam z krzaków, ku mojemu zaskoczeniu wpadając na coś miekkiego.
- A!!! Uważaj trochę.... hej- chłopak spojrzał na mnie- kim jesteś i czemu na mnie wpadałaś?- zapalił latarkę i w ciemną noc zobaczyłam go po raz pierwszy... Jego ciemne włosy spływały delikatnie po bladej twarzy, para brązowych roześmianych oczu przyglądała mi się... jak mam się zachować?
Szybko wstałam, otrzepałam się i postanowiłam że spróbuję grać...
- Jestem Iza, przepraszam żę na ciebie wpadłam ale przestraszyłam się że ktoś się zbliża
-Cześć jestem Dawid, a to Monika, co robisz tu o tak późnej porze?
- Próbuję pozbierać myśli... a wy?- spojrzałam na dziewczynę, która stała obok chłopaka i bacznie mi się przyglądała, jakby myślała że zaraz ściągnę maskę i skoczę na nich z nożem.
-My coś bardzo podobnego- zaraz zmieniła wyraz twarzy i wyciągnęła butelkę piwa- Staramy się poukładać myśli.
Z tego co widziałam byli tylko trochę starsi ode mnie
- chcesz?
- Nie, dziękuję...
- Jakoś nigdy przedtem nie widziałam Cię w tej okolicy?
-Bo...- myśl, myśl!- jestem nowa, wprowadziłam się w miarę niedawno...
- A to dlatego. Hmm, chyba musimy już wracać do domu, będą się o nas rodzice martwić... to do zobaczenia w szkole tak?
- Tak jasne ..- uśmiechnęłam się delikatnie... no tak! Jest przecież środek roku szkolnego!
Już prawie odeszłam, kiedy czyjaś ręka złapała mnie za plecy
-Masz tu mój numer... jak będziesz mogła to zadzwoń, chętnie spędzę czas z kimś innym niż Moni - wyszeptał- to cześć!
-Cześć...- włożyłam palcem włosy za ucho. Czułam że się czerwienię i z uśmiechem na twarzy wracałam do domu
Tak właśnie zaczęła się moja historia...
~♥~
Obudziłam się ok. godziny 11. Ten nocny spacer bardzo mnie zmęczył więc nawet nie zdążyłam się przebrać w piżamę. Przypomniałam sobie co stało się w lesie i szybko przeszukałam kieszenie, bojąc się że to był tylko sen. Na całe szczęście to była prawda. Na małym zgiętym papierku, prawdopodobnie ,,awaryjnym'' wypisane były niestarannie liczby, a obok nich znajdował się podpis ,,Dawid Majewski''.
Z uśmiechem na twarzy i pogodą w sercu wstałam, uczesałam sobie włosy w długi warkocz, wskoczyłam , moje ulubione ale dawno nie zakładane jeansy,granatową bluzkę i biały sweterek. Spojrzałam na kalendarz... no tak dziś urodziny Julci! Zbiegłam szybko do kuchni, z nadzieją że zastanę tam moją siostrzyczkę, ale ku mojemu zdziwieniu, jej pracownia świeciła pustkami.... może to i lepiej?
Z jednej z szafek wyciągnęłam mały rondelek i szklaną miskę. Zrobiłam kąpiel wodną i wrzuciłam do rondelka czekoladę, a do miski wsypałam mąkę, cukier, dodałam mleko i 2 jajka. Wszystko razem zmieszałam i przygotowałam do smażenia. Ostatnio Jula bardzo chciała foremki do placków, więc skorzystałam z okazji. Na patelnię nalałam olej, położyłam foremki w kształcie serduszek i wlałam w nie ciasto. Następnie pilnowałam aby się nie spaliły. Takie gotowe naleśnikowe serduszka, ułożyłam na talerzyku i polałam czekoladą. Jeszcze trochę wiórek kokosowych na wierzch i urodzinowe śniadanko gotowe.
Z talerzykiem pobiegłam do pokoju Julci
-puk, puk, puk ?... jest tam nasza solenizantka? - cisza- halo?
Weszłam do środka ale nikogo nie znalazła. Nie było jej skrzypiec... no tak, znowu wyszła bez pozwolenia. To zdarza się jej coraz częściej. Bardzo się o nią martwię. Jest bardzo delikatna... gdyby coś jej się stało, nie wybaczyłabym sobie.
Szybko pobiegłam do pokoju Matyldy, ale nie było zagadką, że zastałam ją w łóżku
- Nie widziałaś Julci? Dziś są jej urodziny i trochę się o nią martwię
-Nieeee...-zieeeew- wieeem. O!-zauważyła przez zaspane oczy naleśniki
- To było dla Juli, ale skoro jej nie ma...
-Czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal. Zresztą co się mają marnować, a ty dbasz niby o linię
-No niby tak. Dobra masz i jakbyś czegoś się dowiedziała to powiedz.
Przez cały dzień chodziłam jak na szpilkach... Dawid, Dawid, Dawid... Co mam zrobić z tym fantem? Kolejne interwały i trójdźwięki wybrzmiewały pod moimi palcami. W pewnym momencie do mojego pokoju weszły trzy służące i projektantka Diana von Fhiren. Tym razem uszyła długą niebieską suknię, wyszytą w piękne wzory. W czasie kiedy pomocnice zaplatały mi włosy i malowały mnie, projektantka przypinała tu i ówdzie szpilki, tworząc powoli coś z niczego dla Matyldy. Wtedy do pokoju weszła solenizantka, jej roześmiana twarz sprawiła, że w ułamek sekundy wymazała mi z pamięci wszystkie problemy.
Uśmiechnęłam się w duchu.
~♥~
Po schodach cichutko schodziła Jula. Ta uśmiechnięta twarz... Boże jak one szybko dorastają....
Huk otwieranych drzwi wyrwał mnie z zamyśleń.
-Dzień dobry?
~♥~
Tej nocy nie mogłam zasnąć, zapewne jak cały zamek. Wśród kompletnych ciemności widziałam tylko pasek światła księżyca, próbujący złamać dla mnie zasady i wedrzeć się nielegalnie do mojego pokoju pomagając mi walczyć z myślami. Udało mu się. Po cichutku wstałam z łóżka, założyłam szlafrok, przechodząc koło mojego fortepianu delikatnie nacisnęłam klawisz, czując narastające szczęście.Tak, to jest to czego mi potrzeba ale niestety, zegar wciąż uparcie wydłużał tę chwilę pustki, wskazując 2 w nocy. Iść do Juli? Znając ją, pewnie też nie może spać. Błądzić? Budzić? A może by tak gdzieś pójść?
Jak pomyślałam tak zrobiłam, ubrałam się w mój ciemny płaszcz, i pobiegłam w cichy i spokojny jak zawsze o tej porze las.
~♥~
Szczerze mówiąc takie wyprawy poza zamek nie zdarzały mi się zbyt często... wręcz nigdy. Nie wiedziałam jak jest na świecie, nie znałam innych nastolatek poza Matyldą, Julą i kilkoma dziewczętami które pracowały w naszym zamku służąc nam
Było bardzo ciemno, ale szlaki znam na tyle dobrze żeby nie wpaść na drzewo. Po ok 15 minutach marszu usłyszałam czyjeś szepty. Szybko pobiegłam ukryć się w krzakach, słysząc że głosy stają się coraz głośniejsze. Na sekundę wstrzymałam oddech.
- Ej nie bądź żyd... daaaaaj. Będę grzeczny obiecuję- odezwał się jakiś chłopak,
- Przecież wiesz że ci nie wolno!- odpowiedział dziewczęcy głos. W tym momencie nieoczekiwanie straciłam równowagę i wręcz wypadłam z krzaków, ku mojemu zaskoczeniu wpadając na coś miekkiego.
- A!!! Uważaj trochę.... hej- chłopak spojrzał na mnie- kim jesteś i czemu na mnie wpadałaś?- zapalił latarkę i w ciemną noc zobaczyłam go po raz pierwszy... Jego ciemne włosy spływały delikatnie po bladej twarzy, para brązowych roześmianych oczu przyglądała mi się... jak mam się zachować?
Szybko wstałam, otrzepałam się i postanowiłam że spróbuję grać...
- Jestem Iza, przepraszam żę na ciebie wpadłam ale przestraszyłam się że ktoś się zbliża
-Cześć jestem Dawid, a to Monika, co robisz tu o tak późnej porze?
- Próbuję pozbierać myśli... a wy?- spojrzałam na dziewczynę, która stała obok chłopaka i bacznie mi się przyglądała, jakby myślała że zaraz ściągnę maskę i skoczę na nich z nożem.
-My coś bardzo podobnego- zaraz zmieniła wyraz twarzy i wyciągnęła butelkę piwa- Staramy się poukładać myśli.
Z tego co widziałam byli tylko trochę starsi ode mnie
- chcesz?
- Nie, dziękuję...
- Jakoś nigdy przedtem nie widziałam Cię w tej okolicy?
-Bo...- myśl, myśl!- jestem nowa, wprowadziłam się w miarę niedawno...
- A to dlatego. Hmm, chyba musimy już wracać do domu, będą się o nas rodzice martwić... to do zobaczenia w szkole tak?
- Tak jasne ..- uśmiechnęłam się delikatnie... no tak! Jest przecież środek roku szkolnego!
Już prawie odeszłam, kiedy czyjaś ręka złapała mnie za plecy
-Masz tu mój numer... jak będziesz mogła to zadzwoń, chętnie spędzę czas z kimś innym niż Moni - wyszeptał- to cześć!
-Cześć...- włożyłam palcem włosy za ucho. Czułam że się czerwienię i z uśmiechem na twarzy wracałam do domu
Tak właśnie zaczęła się moja historia...
~♥~
Obudziłam się ok. godziny 11. Ten nocny spacer bardzo mnie zmęczył więc nawet nie zdążyłam się przebrać w piżamę. Przypomniałam sobie co stało się w lesie i szybko przeszukałam kieszenie, bojąc się że to był tylko sen. Na całe szczęście to była prawda. Na małym zgiętym papierku, prawdopodobnie ,,awaryjnym'' wypisane były niestarannie liczby, a obok nich znajdował się podpis ,,Dawid Majewski''.
Z uśmiechem na twarzy i pogodą w sercu wstałam, uczesałam sobie włosy w długi warkocz, wskoczyłam , moje ulubione ale dawno nie zakładane jeansy,granatową bluzkę i biały sweterek. Spojrzałam na kalendarz... no tak dziś urodziny Julci! Zbiegłam szybko do kuchni, z nadzieją że zastanę tam moją siostrzyczkę, ale ku mojemu zdziwieniu, jej pracownia świeciła pustkami.... może to i lepiej?
Z jednej z szafek wyciągnęłam mały rondelek i szklaną miskę. Zrobiłam kąpiel wodną i wrzuciłam do rondelka czekoladę, a do miski wsypałam mąkę, cukier, dodałam mleko i 2 jajka. Wszystko razem zmieszałam i przygotowałam do smażenia. Ostatnio Jula bardzo chciała foremki do placków, więc skorzystałam z okazji. Na patelnię nalałam olej, położyłam foremki w kształcie serduszek i wlałam w nie ciasto. Następnie pilnowałam aby się nie spaliły. Takie gotowe naleśnikowe serduszka, ułożyłam na talerzyku i polałam czekoladą. Jeszcze trochę wiórek kokosowych na wierzch i urodzinowe śniadanko gotowe.
Z talerzykiem pobiegłam do pokoju Julci
-puk, puk, puk ?... jest tam nasza solenizantka? - cisza- halo?
Weszłam do środka ale nikogo nie znalazła. Nie było jej skrzypiec... no tak, znowu wyszła bez pozwolenia. To zdarza się jej coraz częściej. Bardzo się o nią martwię. Jest bardzo delikatna... gdyby coś jej się stało, nie wybaczyłabym sobie.
Szybko pobiegłam do pokoju Matyldy, ale nie było zagadką, że zastałam ją w łóżku
- Nie widziałaś Julci? Dziś są jej urodziny i trochę się o nią martwię
-Nieeee...-zieeeew- wieeem. O!-zauważyła przez zaspane oczy naleśniki
- To było dla Juli, ale skoro jej nie ma...
-Czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal. Zresztą co się mają marnować, a ty dbasz niby o linię
-No niby tak. Dobra masz i jakbyś czegoś się dowiedziała to powiedz.
Przez cały dzień chodziłam jak na szpilkach... Dawid, Dawid, Dawid... Co mam zrobić z tym fantem? Kolejne interwały i trójdźwięki wybrzmiewały pod moimi palcami. W pewnym momencie do mojego pokoju weszły trzy służące i projektantka Diana von Fhiren. Tym razem uszyła długą niebieską suknię, wyszytą w piękne wzory. W czasie kiedy pomocnice zaplatały mi włosy i malowały mnie, projektantka przypinała tu i ówdzie szpilki, tworząc powoli coś z niczego dla Matyldy. Wtedy do pokoju weszła solenizantka, jej roześmiana twarz sprawiła, że w ułamek sekundy wymazała mi z pamięci wszystkie problemy.
Uśmiechnęłam się w duchu.
~♥~
Po schodach cichutko schodziła Jula. Ta uśmiechnięta twarz... Boże jak one szybko dorastają....
Huk otwieranych drzwi wyrwał mnie z zamyśleń.
-Dzień dobry?
niedziela, 19 stycznia 2014
Drodzy czytelnicy :D Już niedługo skończę pisać następny rozdział (tak teraz moja kolej xd) zaniedbałam obowiązki, no wiecie szkoła, dlatego dzięki wszystkim za wytrwałość! Co przydarzy się zwykle ułożonej Izie? A może już nie jest do końca taka poukładana? Co ją natrafi podczas nocnych wypraw? I dlaczego cały zamek nie może zasnąć? Zapraszam już niedługo
wasza Igusia
wasza Igusia
~♥~
a tu moja ulubiona księżniczka disneya :D taaaak kiedyś, ktoś mi powiedział, że jestem bardzo do niej podobna ^^
piątek, 3 stycznia 2014
Rozdział VI
Kolejny poranek i kolejna prawie nie przespana nocka. Przez
cały czas miałam wrażenie, że ktoś ciągle kręci się po korytarzu, w ogóle nie
mogłam zmrużyć oka ani zasnąć. W końcu ok. 2.00 (myślałam, że nigdy się nie
uda) zasnęłam. Rano kiedy słońce dopiero co zaczęło się pokazywać wstałam,
wzięłam kocyk, misia i wyszłam na wielki taras by popatrzeć na piękny wschód
słońca i troszkę pomyśleć. Siadłam na środku lodowatej podłogi, przykryłam się
kocykiem i wtuliłam w moją krówkę Lusię, zaczęłam płakać. Po jakimś kwadransie
albo nawet pół godziny zaczęłam się zastanawiać o co chodzi że nikt jeszcze nie
puka mnie budzić. Zawsze lubiłam pospać ciut dłużej, dlatego najczęściej
przychodziła do mnie Iza lub tata. Uznałam, że może ten wczorajszy dzień był
trochę zakręcony i dziwny, więc wszyscy chcą się wyspać. Wtedy pomyślałam, że
za nim przyjdą trochę czasu upłynie. Pobiegłam więc się przebrać w strój na
konie. W tym czasie minęło kolejne pół godziny. Następnie poszłam do sali
muzycznej spakować skrzypce tak by na dworze nie zmarzły bo dzisiaj zapowiadało
się na mróz a one nie lubią chłodu bo się strasznie rozstrajaj. Poszłam do
stajni do Sardyni.
Kiedy byłam na miejscu wyczyściła konia,
osiodłałam go, założyłam skrzypce na plecy i popędziłam na nim na łąkę gdzie
zawsze siedziałam i zanurzałam się w marzeniach i myślach. Będąc na miejscu
zatrzymałam konia i z niego zeszłam. Dałam mu kostkę cukru by podziękować mu za
jazdę i przy drzewie rozpakowałam skrzypce. Wróciłam do konia. Najpierw trochę
myślałam czy oni naprawdę przez tą całą Wiktorię o mnie zapomnieli, ponieważ
dzisiaj były moje 13 urodziny od tego wieku w końcu trochę dorosłam i wszyscy
mają cię za bardziej dojrzałą., powoli zaczynasz przygotowywać się do dorosłego
życia, samodzielnie. Dałam im jeszcze chwilę dopóki nie wrócę do zamku. Po
długich myślach siadłam na konia i popędziłam grając na skrzypeczkach. To moje
chwile kiedy improwizuję i jestem sama. Mój tata woli kiedy gram utwory
klasyczne ale mnie to już denerwuje i coraz częściej uciekam by pograć coś swojego.
Kiedy była jeszcze mama często dla niej grałam te utwory, a ona w tedy miała
wielki uśmiech. Bardzo to lubiła i pomagała co róż szukać nowych utworów.
Zobaczyłam, że zbliża się godzina 11.00, więc
wróciłam do domu.
Kiedy rozsiodłałam konia pobiegłam do zamku. Przy bramie
wjazdowej zobaczyłam straż, kiedy mnie zobaczyli poinformowali że ojciec mnie
szuka. Szybko się zerwałam i do niego pobiegłam. Wchodząc do zamku chciałam najpierw pójść się
przebrać bo tata nie lubił kiedy sama szłam jeździć konno, ale stał w drzwiach
swojej komnaty i mnie zawołał.
- Julio Cecylio Izabelo Hochberg, proszę podejdź do mnie na
chwilkę.-Nie cierpię kiedy tak do mnie mówi, od razu wiem że jest zły i coś
przeskrobałam.
-Już idę tatusiu tylko się przebiorę.-odpowiedziałam
spokojnym głosem.
- Nie! To nie może poczekać.- kiedy na mnie krzyczy to
naprawdę jest źle. Szybko więc podeszłam jak na księżniczkę przystało.- Musimy
porozmawiać. Nie podoba mi się twoje zachowanie. Ciągle tylko gdzieś uciekasz,
zamykasz się w pokoju albo w kuchni i w ogóle z nikim nie rozmawiasz. Co się z
toba dzieje?
- Nic.
- No przecież widzę że coś ci się stało.
- Oj bo chodzi o to, że nic mi nie chcecie mówić, ciągle coś
przede mną ukrywacie, a najgorsze jest to, że przez tą Wiktorię zapomnieliście
o tym że mam dzisiaj urodziny. Jak była mama to wszystko było na miejscu. - Nie chcemy cię martwić. A tak w ogóle gdzie byłaś rano?
- Na spacerze.
- Wiesz, że samej ci nie wolno, bo świat jest wielki i może
Ci się coś złego stać.
- Ale nie mam już 3 lat i potrafię o siebie zadbać, a tak w
ogóle przypominam, że dziś kończę 13 lat, dobrze wiesz co to znaczy. Mati i Iza
mogą chodzić gdzie chcą. Mi nic nie wolno.
- Może faktycznie po tym wszystkim co się stało za bardzo
się o ciebie troszczę. Fakt zapomniałem trochę o zasadach 13-latki.
- No właśnie .
- Ok. ustalmy tak, możesz sama wychodzić ale pod warunkiem
że kogoś poinformujesz. Możesz już iść. Pójdź powiedzieć dziewczynom aby do
mnie zeszły i idź się przebrać w sukienkę mamy dla ciebie małą niespodziankę.
Ta rozmowa była
strasznie dziwna i wyszłam z siebie. Pobiegłam więc poinformować dziewczyny i
zawołać swoją służącą aby pomogła mi wybrać jakąś dostojną suknię i mnie
uczesała. Następnie poszłam do łazienki się umyć, kiedy wyszłam Olga mnie
uczesała i zrobiła makijaż, następnie założyłam sukienkę. Kiedy byłam już gotowa
zaszłam po długich krętych schodach na dół do Sali balowej bo tam tata poprosił
mnie żebym zeszła. Myślę, że oni coś kręcą.
No i tak jak myślałam, zrobili mi imprezę- niespodziankę.
Wszystko była takie piękne. Aż nagle wszystko się zepsuło. Do pałacu weszła
wiktoria, myślałam że ją zabiję ale nie mogłam. On zepsuła mi cały humor i
urodziny. Aaaaaaaa!!!
To już wszystko! Mam nadzieje że podobają wam się moje rozdziały
i nasz blog. Czekam na wasze miłe opinie. :)
J.
Subskrybuj:
Posty (Atom)