czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział VII

Boję się. Czego? Od zawsze rodzice przygotowywali nas do tego, że przyjdzie taki dzień w którym któraś z nas zostanie królową, ale u jej boku musi się pojawić małżonek, co gorsza wybrany wyłącznie w celach politycznych. Jak by to było średniowiecze! A przecież mamy XXI wiek!! Jako najstarsza siostra, to Matylda była zobowiązana do takiego małżeństwa, co prawnie może nastąpić już niedługo. Boję się, ponieważ za każdym razem kiedy moja starsza siostra znika, myślę że nie wróci, że cała odpowiedzialność spadnie na mnie. A ja po prostu wiem że nie podołam temu wyzwaniu. Jestem w głębi zbyt krucha. O ile Matis zniesie ten ciężar, o tyle ja nie.
                                                                         ~♥~
 Tej nocy nie mogłam zasnąć, zapewne jak cały zamek. Wśród kompletnych ciemności widziałam tylko pasek światła księżyca, próbujący złamać dla mnie zasady i wedrzeć się nielegalnie do mojego pokoju pomagając mi walczyć z myślami. Udało mu się. Po cichutku wstałam z łóżka, założyłam szlafrok, przechodząc koło mojego fortepianu delikatnie nacisnęłam klawisz, czując narastające szczęście.Tak, to jest to czego mi potrzeba ale niestety, zegar wciąż uparcie wydłużał tę chwilę pustki, wskazując 2 w nocy. Iść do Juli? Znając ją, pewnie też nie może spać. Błądzić? Budzić? A może by tak gdzieś pójść?
 Jak pomyślałam tak zrobiłam, ubrałam się w mój ciemny płaszcz, i pobiegłam w cichy i spokojny jak zawsze o tej porze las.
                                                                         ~♥~
 Szczerze mówiąc takie wyprawy poza zamek nie zdarzały mi się zbyt często... wręcz nigdy. Nie wiedziałam jak jest na świecie, nie znałam innych nastolatek poza Matyldą, Julą i kilkoma dziewczętami  które pracowały w naszym zamku służąc nam
 Było bardzo ciemno, ale szlaki znam na tyle dobrze żeby nie wpaść na drzewo. Po ok 15 minutach marszu usłyszałam czyjeś szepty. Szybko pobiegłam ukryć się w krzakach, słysząc że głosy stają się coraz głośniejsze. Na sekundę wstrzymałam oddech.
- Ej nie bądź żyd... daaaaaj. Będę grzeczny obiecuję- odezwał się jakiś chłopak,
- Przecież wiesz że ci nie wolno!- odpowiedział dziewczęcy głos. W tym momencie nieoczekiwanie straciłam równowagę i wręcz wypadłam z krzaków, ku mojemu zaskoczeniu wpadając na coś miekkiego.
- A!!! Uważaj trochę.... hej- chłopak spojrzał na mnie- kim jesteś i czemu na mnie wpadałaś?- zapalił latarkę i w ciemną noc zobaczyłam go po raz pierwszy... Jego ciemne włosy spływały delikatnie po bladej twarzy, para brązowych roześmianych oczu przyglądała mi się... jak mam się zachować?
Szybko wstałam, otrzepałam się i postanowiłam że spróbuję grać...
- Jestem Iza, przepraszam żę na ciebie wpadłam ale przestraszyłam się że ktoś się zbliża
-Cześć jestem Dawid, a to Monika, co robisz tu o tak późnej porze?
- Próbuję pozbierać myśli... a wy?- spojrzałam na dziewczynę, która stała obok chłopaka i bacznie mi się przyglądała, jakby myślała że zaraz ściągnę maskę i skoczę na nich z nożem.
-My coś bardzo podobnego- zaraz zmieniła wyraz twarzy i wyciągnęła butelkę piwa- Staramy się poukładać myśli.
Z tego co widziałam byli tylko trochę starsi ode mnie
- chcesz?
- Nie, dziękuję...
- Jakoś nigdy przedtem nie widziałam Cię w tej okolicy?
-Bo...- myśl, myśl!- jestem nowa, wprowadziłam się w miarę niedawno...
- A to dlatego. Hmm, chyba musimy już wracać do domu, będą się o nas rodzice martwić... to do zobaczenia w szkole tak?
- Tak jasne ..- uśmiechnęłam się delikatnie... no tak! Jest przecież środek roku szkolnego!
Już prawie odeszłam, kiedy czyjaś ręka złapała mnie za plecy
-Masz tu mój numer... jak będziesz mogła to zadzwoń, chętnie spędzę czas z kimś innym niż Moni - wyszeptał- to cześć!
-Cześć...- włożyłam palcem włosy za ucho. Czułam że się czerwienię i z uśmiechem na twarzy wracałam do domu
Tak właśnie zaczęła się moja historia...
                                                                       ~♥~
Obudziłam się ok. godziny 11. Ten nocny spacer bardzo mnie zmęczył więc nawet nie zdążyłam się przebrać w piżamę. Przypomniałam sobie co stało się w lesie i szybko przeszukałam kieszenie, bojąc się że to był tylko sen. Na całe szczęście to była prawda. Na małym zgiętym papierku, prawdopodobnie ,,awaryjnym'' wypisane były niestarannie liczby, a obok nich znajdował się podpis ,,Dawid Majewski''.
 Z uśmiechem na twarzy i pogodą w sercu wstałam, uczesałam sobie włosy w długi warkocz, wskoczyłam , moje ulubione ale dawno nie zakładane jeansy,granatową bluzkę i biały sweterek. Spojrzałam na kalendarz... no tak dziś urodziny Julci! Zbiegłam szybko do kuchni, z nadzieją że zastanę tam moją siostrzyczkę, ale ku mojemu zdziwieniu, jej pracownia świeciła pustkami.... może to i lepiej?
 Z jednej z szafek wyciągnęłam mały rondelek i szklaną miskę. Zrobiłam kąpiel wodną i wrzuciłam do rondelka czekoladę, a do miski wsypałam mąkę, cukier, dodałam mleko i 2 jajka. Wszystko razem zmieszałam i przygotowałam do smażenia. Ostatnio Jula bardzo chciała foremki do placków, więc skorzystałam z okazji. Na patelnię nalałam olej, położyłam foremki w kształcie serduszek i wlałam w nie ciasto. Następnie pilnowałam aby się nie spaliły. Takie gotowe naleśnikowe serduszka, ułożyłam na talerzyku i polałam czekoladą. Jeszcze trochę wiórek kokosowych na wierzch i urodzinowe śniadanko gotowe.
 Z talerzykiem pobiegłam do pokoju Julci
-puk, puk, puk ?... jest tam nasza solenizantka? - cisza- halo?
Weszłam do środka ale nikogo nie znalazła. Nie było jej skrzypiec... no tak, znowu wyszła bez pozwolenia. To zdarza się jej coraz częściej. Bardzo się o nią martwię. Jest bardzo delikatna... gdyby coś jej się stało, nie wybaczyłabym sobie.
Szybko pobiegłam do pokoju Matyldy, ale nie było zagadką, że zastałam ją w łóżku
- Nie widziałaś Julci? Dziś są jej urodziny i trochę się o nią martwię
-Nieeee...-zieeeew- wieeem. O!-zauważyła przez zaspane oczy naleśniki
- To było dla Juli, ale skoro jej nie ma...
-Czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal. Zresztą co się mają marnować, a ty dbasz niby o linię
-No niby tak. Dobra masz i jakbyś czegoś się dowiedziała to powiedz.
Przez cały dzień chodziłam jak na szpilkach... Dawid, Dawid, Dawid... Co mam zrobić z tym fantem? Kolejne interwały i trójdźwięki wybrzmiewały pod moimi palcami. W pewnym momencie do mojego pokoju weszły trzy służące i projektantka  Diana von Fhiren. Tym razem uszyła długą niebieską suknię, wyszytą w piękne wzory. W czasie kiedy pomocnice zaplatały mi włosy i malowały mnie, projektantka przypinała tu i ówdzie szpilki, tworząc powoli coś z niczego dla Matyldy. Wtedy do pokoju weszła solenizantka, jej roześmiana twarz sprawiła, że w ułamek sekundy wymazała mi z pamięci wszystkie problemy.
Uśmiechnęłam się w duchu.
                                                                                     ~♥~
Po schodach cichutko schodziła Jula. Ta uśmiechnięta twarz... Boże jak one szybko dorastają....
Huk otwieranych drzwi wyrwał mnie z zamyśleń.
-Dzień dobry?

 

niedziela, 19 stycznia 2014

Drodzy czytelnicy :D Już niedługo skończę pisać następny rozdział (tak teraz moja kolej xd) zaniedbałam obowiązki, no wiecie szkoła, dlatego dzięki wszystkim za wytrwałość! Co przydarzy się zwykle ułożonej Izie? A może już nie jest do końca taka poukładana? Co ją natrafi podczas nocnych wypraw? I dlaczego cały zamek nie może zasnąć? Zapraszam już niedługo
wasza Igusia
                                                                              ~♥~
 a tu moja ulubiona księżniczka disneya :D taaaak kiedyś, ktoś mi powiedział, że jestem bardzo do niej podobna ^^ 

 to tyle buziaki i paaa :*

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział VI

Kolejny poranek i kolejna prawie nie przespana nocka. Przez cały czas miałam wrażenie, że ktoś ciągle kręci się po korytarzu, w ogóle nie mogłam zmrużyć oka ani zasnąć. W końcu ok. 2.00 (myślałam, że nigdy się nie uda) zasnęłam. Rano kiedy słońce dopiero co zaczęło się pokazywać wstałam, wzięłam kocyk, misia i wyszłam na wielki taras by popatrzeć na piękny wschód słońca i troszkę pomyśleć. Siadłam na środku lodowatej podłogi, przykryłam się kocykiem i wtuliłam w moją krówkę Lusię, zaczęłam płakać. Po jakimś kwadransie albo nawet pół godziny zaczęłam się zastanawiać o co chodzi że nikt jeszcze nie puka mnie budzić. Zawsze lubiłam pospać ciut dłużej, dlatego najczęściej przychodziła do mnie Iza lub tata. Uznałam, że może ten wczorajszy dzień był trochę zakręcony i dziwny, więc wszyscy chcą się wyspać. Wtedy pomyślałam, że za nim przyjdą trochę czasu upłynie. Pobiegłam więc się przebrać w strój na konie. W tym czasie minęło kolejne pół godziny. Następnie poszłam do sali muzycznej spakować skrzypce tak by na dworze nie zmarzły bo dzisiaj zapowiadało się na mróz a one nie lubią chłodu bo się strasznie rozstrajaj. Poszłam do stajni do Sardyni.

  Kiedy byłam na miejscu wyczyściła konia, osiodłałam go, założyłam skrzypce na plecy i popędziłam na nim na łąkę gdzie zawsze siedziałam i zanurzałam się w marzeniach i myślach. Będąc na miejscu zatrzymałam konia i z niego zeszłam. Dałam mu kostkę cukru by podziękować mu za jazdę i przy drzewie rozpakowałam skrzypce. Wróciłam do konia. Najpierw trochę myślałam czy oni naprawdę przez tą całą Wiktorię o mnie zapomnieli, ponieważ dzisiaj były moje 13 urodziny od tego wieku w końcu trochę dorosłam i wszyscy mają cię za bardziej dojrzałą., powoli zaczynasz przygotowywać się do dorosłego życia, samodzielnie. Dałam im jeszcze chwilę dopóki nie wrócę do zamku. Po długich myślach siadłam na konia i popędziłam grając na skrzypeczkach. To moje chwile kiedy improwizuję i jestem sama. Mój tata woli kiedy gram utwory klasyczne ale mnie to już denerwuje i coraz częściej uciekam by pograć coś swojego. Kiedy była jeszcze mama często dla niej grałam te utwory, a ona w tedy miała wielki uśmiech. Bardzo to lubiła i pomagała co róż szukać nowych utworów. Zobaczyłam, że zbliża się godzina 11.00, więc  wróciłam do domu.

Kiedy rozsiodłałam konia pobiegłam do zamku. Przy bramie wjazdowej zobaczyłam straż, kiedy mnie zobaczyli poinformowali że ojciec mnie szuka. Szybko się zerwałam i do niego pobiegłam.  Wchodząc do zamku chciałam najpierw pójść się przebrać bo tata nie lubił kiedy sama szłam jeździć konno, ale stał w drzwiach swojej komnaty i mnie zawołał.
- Julio Cecylio Izabelo Hochberg, proszę podejdź do mnie na chwilkę.-Nie cierpię kiedy tak do mnie mówi, od razu wiem że jest zły i coś przeskrobałam.
-Już idę tatusiu tylko się przebiorę.-odpowiedziałam spokojnym głosem.
- Nie! To nie może poczekać.- kiedy na mnie krzyczy to naprawdę jest źle. Szybko więc podeszłam jak na księżniczkę przystało.- Musimy porozmawiać. Nie podoba mi się twoje zachowanie. Ciągle tylko gdzieś uciekasz, zamykasz się w pokoju albo w kuchni i w ogóle z nikim nie rozmawiasz. Co się z toba dzieje?
- Nic.    
- No przecież widzę że coś ci się stało.
- Oj bo chodzi o to, że nic mi nie chcecie mówić, ciągle coś przede mną ukrywacie, a najgorsze jest to, że przez tą Wiktorię zapomnieliście o tym że mam dzisiaj urodziny. Jak była mama to wszystko było na miejscu.  - Nie chcemy cię martwić. A tak w ogóle gdzie byłaś rano?
- Na spacerze.
- Wiesz, że samej ci nie wolno, bo świat jest wielki i może Ci się coś złego stać.
- Ale nie mam już 3 lat i potrafię o siebie zadbać, a tak w ogóle przypominam, że dziś kończę 13 lat, dobrze wiesz co to znaczy. Mati i Iza mogą chodzić gdzie chcą. Mi nic nie wolno.
- Może faktycznie po tym wszystkim co się stało za bardzo się o ciebie troszczę. Fakt zapomniałem trochę o zasadach 13-latki.
- No właśnie .
- Ok. ustalmy tak, możesz sama wychodzić ale pod warunkiem że kogoś poinformujesz. Możesz już iść. Pójdź powiedzieć dziewczynom aby do mnie zeszły i idź się przebrać w sukienkę mamy dla ciebie małą niespodziankę.

  Ta rozmowa była strasznie dziwna i wyszłam z siebie. Pobiegłam więc poinformować dziewczyny i zawołać swoją służącą aby pomogła mi wybrać jakąś dostojną suknię i mnie uczesała. Następnie poszłam do łazienki się umyć, kiedy wyszłam Olga mnie uczesała i zrobiła makijaż, następnie założyłam sukienkę. Kiedy byłam już gotowa zaszłam po długich krętych schodach na dół do Sali balowej bo tam tata poprosił mnie żebym zeszła. Myślę, że oni coś kręcą.
No i tak jak myślałam, zrobili mi imprezę- niespodziankę. Wszystko była takie piękne. Aż nagle wszystko się zepsuło. Do pałacu weszła wiktoria, myślałam że ją zabiję ale nie mogłam. On zepsuła mi cały humor i urodziny. Aaaaaaaa!!!


To już wszystko! Mam nadzieje że podobają wam się moje rozdziały i nasz blog. Czekam na wasze miłe opinie. :)
J.