niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział VIII

,,Ten człowiek jest wolny, który żyje dla siebie, a nie dla innych."
Arystoteles
       Wpatrywałam się nieobecnym wzrokiem w swoje odbicie w lustrze. Siedziałam na obitym aksamitem taborecie w pokoju Isabelli,a właścicielka komnaty zaplatała moje długie włosy w misterny dobierany warkocz. Proces przebiegał w absolutnej ciszy, tak że mogłyśmy słyszeć krzątającą się kilka pięter niżej służbę. Do balu pozostały trzy dni ale i tak nie pozwalało to choć na chwilę odpoczynku dla członków dworu. Większość gości zamierzała przybyć w przeddzień uroczystości. Oznaczało to przygotowanie prawie wszystkich pokoi gościnnych do przyjęcia arystokracji z całej Europy i nie tylko. Sam ojciec miał przybyć jutro wraz z ładną grupką około czterdziestu siedmiu wysłanników z różnych królestw w towarzystwie kandydatów do mojej ręki. Tak bardzo nie chciałam tam być.Wszystko we mnie nakazywało mi uciekać,zaszyć się gdzieś w lesie i nigdy nie wracać. Ale obiecałam sobie i mamie, że nie zostawię sióstr  wczoraj leżąc na wilgotnej polanie w lesie. A ja słowa zawsze dotrzymuję. 
     Is skończyła warkocz i związała koniec mocną czarną wstążką. W milczeniu wstałam,odwracając swoje spojrzenie od zapuchniętych oczu i podrapanej gałęziami twarzy w lustrze. Spojrzałam na łóżko siostry gdzie czekały na mnie pasma granatowego materiału. Chwilę później do komnaty weszły trzy służące i Diana von Fhiren, która pełniła funkcje krawcowej i stylistki w jednym. Od razu zaczęła wydawać polecenia. Posłusznie stanęłam na stołku,który przyniosła służka i poddałam się przymiarce sukni,a właściwie upinaniu na mnie za pomocą szpilek materiału z którego miała powstać kreacja.
    Lubiłam Dianę bo była praktyczna. W swoich strojach nigdy nie przesadzała i ograniczała się do minimum zwłaszcza w moim przypadku. Wiedziała,że każda sekunda spędzona w sukni była dla mnie męczarnią,więc starała mi się to możliwie uprzyjemnić ten przykry obowiązek. Z kolei u Is dla której była to czysta przyjemność pozwalała sobie na dużo więcej , szła w żywsze i radośniejsze kolory .Nie mówiąc już o sukniach Juli, które w prost ociekały słodkością. Moje zawsze były przeciwieństwem - ciemne i stonowane wykonane z matowych materiałów z gorsetem u góry i na wysokości bioder przechodząca w długą prostą spódnicę.
The dress    Po około godzinie spędzonej na stołku, Diana ściągnęła ze mnie fałdy sukna,pogłaskała po policzku i wyszła. Zeskoczyłam na podłogę i spojrzałam na siostrę. Is właśnie odwiesiła swoją kreację, którą skończyła stylistka. Była w ładnym wrzosowym kolorze z bufiastymi rękawami i szerokim dołem. Pewnie zamówiła ją jakiś czas temu by być gotową na kolejny bankiet lub bal. Ona przecież zawsze myślała do przodu i musiała mieć wszystko zaplanowane. Kolejny raz poprawiła upięte włosy i przygładziła swoją aksamitną suknię. Następnie spojrzała na harmonogram dnia, odhaczyła jedną pozycje swoim czarnym piórem wiecznym i oznajmiła, że śniadanie już na nas czeka. Wyszłyśmy bez słowa i ruszyłyśmy do jadalni po drodze pukając do komnaty Julii i we trzy zasiadłyśmy do śniadania.
Jak każdego poranka stół uginał się od potraw, ale żadnej z nas nic nie chciało przejść przez gardło. Mimo to nałożyłam na talerz chrupiącego, jeszcze ciepłego croissanta i zaczęłam maczać go w miodzie.Nie było to łatwe zważywszy na moje trzęsące się ręce, które za wszelką cenę usiłowałam przywołać do porządku.Nie mogłam dać po sobie poznać,że się boję.Nikt nie mógł zobaczyć strachu w moich oczach. Zawsze przeistaczałam go w nienawiść, złość a gdy nie miałam siły by go ukrywać uciekałam. Dlatego nie znosiłam przebywania pośród ludzi -musiałam znajdować wtedy w sobie siłę by być kimś kim nie jestem. Będąc z dala od innych byłam również sobą.
Wstałam od stołu, nie mogłam już nic w siebie wmusić ani znieść ciszy panującej przy długim mahoniowym stole
- Dokądś się wybierasz ?  - usłyszałam za plecami- Mamy całą listę rzeczy do zrobienia.
Odwróciłam się i spojrzałam w zielone oczy Is.
- Wracaj do stołu i zachowuj się jak na następczynie tronu przystało - powiedziała tym swoim tonem. Tonem bez żadnych emocji.
- Nie jesteś moją matką, nie będziesz mi rozkazywać - wysyczałam. Kątem oka zobaczyłam przerażoną twarz Julii, która co chwila zerkała to na mnie to na Is. Wyczuła, że coś pękło we mnie. Miałam dość i nie zamierzałam tego ukrywać.
- Myślisz, że mi jest łatwo ? Jestem w takiej samej sytuacji. Więc choć przez chwilę przestań myśleć tylko o sobie..- zaczęła moja bliźniaczka
- W takiej samej sytuacji ?! - wydarłam się - W takiej samej sytuacji ?! Do kurwy nędzy ! To ja muszę wyjść za mąż za jakiegoś obcego gościa , zrobić mu dzieci dla dobra polityki naszego księstwa , nie ty ! Ty jesteś sobie Panią Idealną Na Włościach a ja od urodzenia wiedziałam, że mój los jest już spisany. Że nie będę miała żadnego wpływu na moją przyszłość ! Ty możesz robić co chcesz ! To nie ty jutro poznasz facetów, którzy przyjechali nie dla mnie tylko dla tego co dostaną wraz ze mną ! Jestem tylko pergaminem na którym podpiszą umowę o podział majątku, handlu i polityki! Więc nie wmawiaj mi że jesteśmy w takiej samej sytuacji !
- A myślisz, że mi się to wszystko podoba ?! - Is wstała wywracając krzesło. Nigdy nie widziałam jej w taki stanie. - Wszystko zawsze podporządkowane tobie ! A ciebie nigdy nie było ! Odgrodziłaś się od nas , zostawiłaś nas i skazałaś mnie na dźwiganie obowiązków królowej. To że nigdy nie narzekałam nie znaczy że jestem szczęśliwa ! Też chciałabym móc użalać się nad sobą i zaszywać się gdzieś w lesie , ale skoro ty to robiłaś ja musiałam być tu . Dla ojca, Julii i całego królestwa. Robiłam to czego ode mnie oczekiwano, czego oczekiwałaby ode mnie matka, czego...
- Nie mieszaj w to matki ! Ona nie żyje , nic jej do tego !
- Myślisz że pochwaliłaby to co zrobiłaś ze sobą po jej śmierci ?! Spodobałoby jej się to jak nas porzuciłaś i ojca kiedy najbardziej się potrzebowaliśmy ?! Pomyśl , czego by od ciebie oczekiwała ?! Bo na pew..
Nie słuchałam jej już wybiegłam z komnaty i trzasnęłam dębowymi drzwiami.
Gnałam kamiennym korytarzami nie wiedząc dokąd pędzę. Wbiegałam po schodach i otwierałam dziesiątki drzwi zanim osunęłam się na posadzkę w jednej z moich kryjówek na szczycie wieży, gdzie nikt nie zaglądał.
Skuliłam się w kącie i zaczęłam płakać oparta o zakurzony kufer. W oknach nie było szyb więc po kilku godzinach zmarzłam. Nie zamierzałam jednak opuszczać bezpiecznej kryjówki. Przetarłam czerwone od łez oczy i rozejrzałam się. Komnata była pusta nie licząc kurzu i kufra, o który się opierałam. Uklękłam przed nim i obejrzałam go uważnie. Był zamykany na miedzianą kłódkę. Spróbowałam go otworzyć jednak skrzynia odmówiła współpracy. Wtedy wyjęłam z kieszeni mały wytrych, z którym nigdy się nie rozstawałam i po kilku minutach grzebania w kłódce , żelastwo zgrzytnęło i otworzyłam kufer.
W środku było kilka kompletów sukni i innych ubrań. Wzięłam jedną z peleryn i zziębniętymi rękami narzuciłam na ramiona. Gdy materiał okrył moje ciało owiała mnie także woń damskich perfum. Zapach mamy. Rzuciłam się do kufra i niemal wpadając do środka zaczęłam grzebać szukając sama nie wiem czego- wskazówki ? Rady ? Pomocy?
Pośród sukni, flakonów perfum, zdjęć, butelki wiśniówki znalazłam tylko jedną wielką oprawioną w czerwoną skórę książkę.Usiadłam po turecku i otworzyłam na pierwszej stronie i zawahałam się. Trzymałam w rękach Kodeks. Nie to mnie jednak przeraziło najbardziej. Znalazłam bowiem odpowiedź.
Jest ucieczka przed małżeństwem, ale wydała mi się niemal tak straszna jak ślub.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Siemeczka !
Trochę tu pustki zagościły, ale powracamy z krótkim ( obiecuję,że się poprawię ) rozdziałem. Wiecie jak to jest - nauka , u mnie treningi i nauka , a u niektórych inne blogi. Czasami ciężko jest bo mam wrażenie że tylko mi zależy ,ale nie będę was truła .
Czekamy na komcie na znak ,że ktoś tu żyje !
P.S. Czy chcielibyście żeby powstał ask albo żeby dać linki nie wiem do kont na instagramie ? Czy macie jakieś inne pomysły
LOFKI KOFKI
M.