No nie ! To chyba są jakieś żarty. Takie rzeczy chyba można zgłaszać na policję. Ktoś sobie ze mnie perfidnie zakpił. Dobra. Nie ważne. Pomyślę o tym kiedy indziej. Właśnie koło mnie pojawił się Michał.
-Co tam masz ?
-A nic. Jakieś rachunki - wsadziłam kopertę do plecaka. - Idziemy ?
-Idziemy.
Zarzuciłam plecak na plecy i wskoczyłam na brata. Niósł mnie aż do domu Marceli. "Zsiadłam" z brata i podeszłam do drzwi. Zapukałam w nie delikatnie po chwili pojawiła się w nich uśmiechnięta blondynka o niebieskich oczach mama Marceli, Maja.
-Cześć ciociu - przywitałam się z nią.
-No hej. Marcelcia ma problem co do wyboru szpilek. Widzę, że ty takich kłopotów nie masz - spojrzała na moje nogi.
-No nie - uśmiechnęłam się.
Maja jest mamą Marceli. Kiedyś jakaś dziewczyna w klasie spytała się czy ja i Marcelina jesteśmy siostrami a Maja moją mamą. Jestem do nich podobna ale bez przesady. Maja jest dla mnie jak matka, a Marc jest jak siostra. Obie są nieprzyzwoicie do siebie podobne.
-Już idę - usłyszałam głos przyjaciółki z głębi domu,
Chwilę potem dreptała w naszą stronę, w przynajmniej w 15 cm szpilkach, z grymasem na twarzy.
-Może zmień buty - zaśmiał się Misiek.
-Nie. Nie po to przez ostatni tydzień je rozchodziłam żeby teraz je zmienić - warknęła. - Och, przepraszam. Po prostu nogi mnie tak bolą, że nie wytrzymam.
-Ja mam buty na zmianę. Koturny mam w plecaku a przed wejściem do szkoły je założę - odparłam.
-Cholercia. Czego ja na to nie wpadłam ? - zdjęła buty i wsadziła je do torby leżącej na półce.
Założyła czarne trampki, które dostała ode mnie i oznajmiła gotowość do wyjścia. Pożegnaliśmy się z ciocią i ruszyliśmy w stronę szkoły. Patryk czekał pod wejściem. Marcela podbiegła do niego i przywitała się namiętnym pocałunkiem. Razem z Michałem bąknęliśmy pod nosem coś w stylu "Bhle", "Co za ohyda" i zaczęliśmy się śmiać. Zmieniłam buty na koturny i od razu tego pożałowałam. Mało co się nie wywaliłam. Nie byłam dobra w chodzeniu w butach wyższych niż trampki. We czworo, zwarci i gotowi weszliśmy do szkoły. Ruszyliśmy do sali gimnastycznej. Było tam przedstawienie. Niestety w tym roku nie brałam w nim udziału, mimo, że jestem w kole teatralnym, ze względu na wakacje. Spędziliśmy je prawie w całej Polsce. Później skierowaliśmy się na drugie piętro gdzie mieściła się sala od historii nr 23. I tam właśnie była nasza klasa. Nie powiem, trochę stęskniłam się za moimi wariatami ale odczuwałam strach. Weszliśmy do pomieszczenia i zajęliśmy dwie ostatnie ławki. Siedziałam z Michałem.
-Witam was po wakacjach - przywitała się nasza wychowawczyni.
Była to wysoka brunetka o ciemnych oczach i delikatnie ciemnej karnacji. Pani Malinowska miała raptem może ze 38 lat (mniej więcej w wieku taty) ale na taką nie wyglądała.
-Dzień dobry - wykrzyknęliśmy wszyscy chórem.
Nauczycielka podała nam plan lekcji, dni wolne i inne ważne sprawy. Zamieniła z nami kilka zdań i się z nami pożegnała.
-Wiktoria - zawołała mnie.
-Tak proszę pani ? - podeszłam do niej i posłałam uśmiech przeznaczony tylko dla niej, mojej ulubionej nauczycielki.
-Mam nadzieję, że w tym roku będziesz pracować równie dobrze co w zeszłym ?
-Oczywiście.
-A pomogłabyś Marcelinie z palstyką ?
-Oj, i tu może być problem. Ja sama mam z nią kłopoty. Ale Michał może spróbować. Wie pani jak on ślicznie rysuje ?
-Och, to świetnie. Michał ! - krzyknęła a chłopak staną koło mnie. - Pomożesz Marcelinie w plastyce ?
-Oczywiście.
-To dobrze. W zeszłym roku miała dwóję. No dobrze. Do zobaczenia jutro. Bo akurat mamy lekcje wychowawczą.
Pożegnaliśmy się z nauczycielką i wyszliśmy ze szkoły. Udaliśmy się do centrum handlowego, które znajdowało się nieopodal. Wpadliśmy do naszej ulubionej knajpki i zamówiliśmy nasze koktajle. Ja slasha jagodowego, Michał milkshake'a czekoladowego, Marcela truskawkową herbatę a Patryk Coca-colę. Siedzieliśmy tak jakiś czas. W pewnym momencie zaczęło nam odbijać. Mówiliśmy do zupełnie obcych ludzi "Dzień Dobry" a Michał witał się po niemiecku. Na co my z Marcelą odpowiadałyśmy "Bonjour". Koło 14 wróciliśmy do domów. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg Marcin wypadł jak burza i poleciał do kumpli, bo mieli reperować jakiś nowy motocykl. Mateusz bawił się w dużym pokoju z Hortensją. Poszłam do swojego pokoju i przebrałam w wygodne dresy. Zmyłam makijaż i spakowałam się do szkoły. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Wyciągnęłam z plecaka list. Przeczytał go jeszcze raz kilka razy i podjęłam trudną decyzję. Wstałam i niepewnym krokiem ruszyłam w stronę pokoju Michała. Delikatnie zapukałam i czekałam na odpowiedź.
-Właź - krzyknął.
Nacisnęłam na klamkę i wkroczyłam do pomieszczenia.
-Coś się stało ? - zaniepokoił się Misiek.
Odłożył laptopa i podszedł do mnie.
-Nic. Znaczy jest coś ale ...
-No wyduś to wreszcie z siebie - zachęcił mnie uśmiechem.
-Dziś rano dostałam to - wyciągnęłam kopertę w jego kierunku.
Wziął ode mnie kartki i szybko przeczytał treść.
-Ale o co w tym chodzi ?
-No właśnie ja też nie wiem.
Usłyszałam zgrzyt zamka. Oboje z bratem spojrzeliśmy w stronę schodów. Ruszyliśmy w tamtą stronę. Zeszliśmy na parter a w drzwiach zobaczyliśmy Marcina.
-Wytłumaczysz nam to ? Bo ja na pewno nic nie wiem - Michał podszedł do starszego brata i przycisną mu list do klatki piersiowej. Marcin obejrzał zwitek papierków i w zdenerwowaniu przeczesał palcami włosy.
-A więc ? - warknął Michał.
-No już - westchnął najstarszy i siadł na kanapie. - Jak dobrze wiecie Wiki jest adoptowana. Nie od razu dali nam papiery o tobie i tego kto jest twoimi biologicznymi rodzicami. I właśnie to jest powód - machną kartkami. - Naprawdę nazywasz się Wiktoria Berenika Amelia Consalida i pochodzisz z rodu Hochbergów. Obiecywali nam, że kiedyś zostaniesz zaproszona do zamku gdzie wraz z dwiema starszymi siostrami będziesz ubiegać się o prawo do tronu.
-Co ?!
No dobra to już musi być żart. A może jednak nie ?
______________
Eloszka <3 Jak tam grudzień ? I piątek 13-tego ? U mnie w miarę. Nabrałam jakiejś odwagi. Nie pytajcie ;D Jak wam się podoba rozdział ? Proszę o wyrażanie każdej opinii. Z góry dzięki.
Chociaż nienawidzę, gdy ktoś tak do mnie mówi :
Wikusia ;*